Quantcast
Channel: Przeplatane kolorami - DIY - DOM - WNĘTRZA - WARSZTATY
Viewing all 354 articles
Browse latest View live

Jak urządzić dziecięce przyjęcie (nie tylko) urodzinowe?

$
0
0

Jeśli zadalibyście mi to pytanie jeszcze kilka miesięcy temu, odpowiedź byłaby szybka - zlecić to innym. Mea culpa, czasem prawdziwa ze mnie Matka Roku, ale choć dzieci uwielbiam, to dwudziestka rozbawionych cztero-, pięcio- czy sześciolatków w domu - to już zdecydowanie nie moja bajka.

Bez cienia żenady przyznaję - jestem ogromną fanką wszelkich imprez zorganizowanych, gdzie rola rodzica sprowadza się do wypisania zaproszeń, wybrania tematu przewodniego, tortu i menu - i zapłacenia za wszystko.

Imprezy dla dorosłych czy typowo rodzinne przyjęcia to inna bajka i tu już lubię wszystko - lub przynajmniej zdecydowaną większość - przygotowywać sama. Ponieważ Kornelia to dobra obserwatorka, a od jakiegoś czasu nie czuje już potrzeby zapraszania na swoje przyjęcia całej grupy/klasy (czyli w porywach 25 osób) - w tym roku zażyczyła sobie zorganizowanie imprezki w domu.

Cóż, nie ze mną te numery, postanowiłam więc być przebiegła i jako alternatywę zaproponowałam urodziny na basenie. Nie zastanawiała się ani przez chwilę, zabawa była przednia, a animatorzy pokazali prawdziwe mistrzostwo świata - dzieci wyszły zmęczone, ale szczęśliwe. I na tym by się skończyło, gdyby nie pewien "mały" szczegół - w tym dniu nie mogła przyjechać ani ukochana kuzynka, ani dwie ulubione koleżanki, co Kornelia - oczywiście, gdy emocje już opadły - bardzo mocno przeżywała...

I choć mogę być "wyrodna" pod pewnymi względami, nie lubię patrzeć na smutek swojego dziecka - zwłaszcza w sytuacji, gdy mam świadomość, jak łatwo mu zaradzić ;) Szybko zapadła decyzja - robimy drugie urodziny w domu. Taka zabawa w małym gronie nie jest u nas żadnym novum - Młoda często urządza podwieczorki dla dwóch-trzech koleżanek, jakieś już doświadczenie mam, tym razem musiałam jedynie dodać stosowną oprawę.

Uwielbiam samodzielnie tworzone dekoracje, ale imprezka zbiegła się w czasie z przeplatanką ferii, wizyt lekarskich, zamknięciem roku i nawałem pracy, więc znów biję się w pierś - szybko zaczęłam szukać gotowych rozwiązań na dekoracje, co było tym łatwiejsze, że nasze dziecko doskonale wiedziało, czego chce :D

Uzbrojona w szczegółową listę życzeń - ruszyłam na podbój Perfect Party - sklepu z dekoracjami na przyjęcia - wieczory panieńskie, śluby, baby shower, urodziny (dla solenizantów w każdym wieku) czy imprezy okolicznościowe - np. walentynki lub halloween.

Niezwykle szeroki asortyment sprawia tak naprawdę tylko jedną trudność - dokonanie wyboru nie należy do łatwych:)Moje wytyczne były proste - ma być pastelowo, najchętniej różowo i koniecznie z dodatkiem połysku - innymi słowy - całkowicie nie po mojemu, ale szanuję prawo Kornelii do własnego gustu i wyborów. To zresztą jest kluczowe nie tylko przy wyborze kolorystyki, ale o tym za chwilę.

Nie jestem ekspertem w dziedzinie psychologii dziecięcej, ale często zdarza mi się mieć pod opieką małe stadko,  a w nim prawdziwie wybuchową mieszankę charakterów i temperamentów, całkiem przyzwoicie sobie z tym radzę, pokusiłam się więc o stworzenie małego poradnika przyjęciowego - mam nadzieję, że w komentarzach podzielicie się swoimi doświadczeniami :)


JAK URZĄDZIĆ PRZYJĘCIE DLA DZIECI - KRÓTKI PORADNIK DLA RODZICÓW

1. Pamiętaj o najważniejszym - to impreza Twojego dziecka. Jako rodzic - jesteś niezbędna/y - ale w roli organizatora i głównego wykonawcy. Uważnie wysłuchaj, czego pragnie Twoje dziecko i bądź otwarty na jego propozycję.

Oczywiście nie musisz się na wszystko zgadzać i dziecko powinno od początku wiedzieć, że pewne rzeczy mogą okazać się niemożliwe (jednorożce są fajne, ale nie zawsze wykonalne będzie sprowadzenie ich na imprezę;). Razem musicie wypracować kompromis pomiędzy marzeniami i możliwościami.

2. O urodzinach dziecka wiesz przez cały rok, jeśli więc obawiasz się, że mogą nadmiernie nadszarpnąć Twój budżet, stwórz wcześniej prosty system oszczędzania, chociażby do przysłowiowej świnki-skarbonki.

* 50 groszy dziennie przez rok daje 182,50 zł
* złotówka dziennie to już 365 złotych
* jeśli wolisz tygodniowe oszczędzanie - odkładając 5 zł co tydzień - po roku masz 260 zł
* 10 zł tygodniowo pozwoli oszczędzić 520 zł
* budżet układasz na początku/końcu miesiąca? 30 zł co miesiąc to 360 zł po roku, 50 zł miesięcznie da Ci aż 600 zł

3. Jeśli decydujesz się zorganizować dziecku przyjęcie - włóż w to serce i wykaż entuzjazm! Nie ma nic gorszego niż robienie czegoś na siłę i wbrew sobie - dzieci czują i rozumieją więcej, niż nam się czasem wydaje.

4. Zaplanuj wszystko z wyprzedzeniem - myślę, że optymalne będą 2-3 tygodnie. Odpowiednio wcześniej zaproś też wybranych przez dziecko gości - jeśli obawiasz się, że impreza może kolidować z czyimiś dodatkowymi zajęciami - zwłaszcza w przypadku tych dzieci, na których obecności Twojemu zależy najbardziej - wcześniej skonsultuj datę z ich rodzicami - pozwoli to uniknąć rozczarowań.

5. Oceń, ile osób możecie zaprosić - rozbrykana piętnastka będzie się świetnie bawiła w ogrodzie, ale jeśli jest zima, a Ty dysponujesz M2 - warto zmniejszyć tę liczbę ;)

6. Pozwól dziecku zdecydować, kogo chce zaprosić. W przedszkolu sympatie i antypatie zmieniają się jak w kalejdoskopie, w szkole - mam wrażenie, że pod tym względem jest nieco łatwiej ;)

7. Zdecyduj, czy sam/a przygotujesz poczęstunek i tort. Jeśli tak - zgromadź wszystkie potrzebne składniki 2-3 dni wcześniej, zarezerwuj też odpowiednią ilość czasu na przygotowania. Jeśli nie - wcześniej (zwykle wystarczy tydzień) zamów go w sprawdzonej cukierni. 



8. Wspólnie z dzieckiem ustal, na jakich dekoracjach czy motywie przewodnim mu zależy. Ozdoby możecie przygotować sami lub zdecydować się na zakup gotowych - w Perfect Party znajdziecie aż trzydzieści kolekcji Party , które ułatwią Wam decyzję - każda to pogrupowane tematycznie i kolorystycznie imprezowe gadżety - od balonów i butli z helem, poprzez papilotki i topery do muffinek, aż po girlandy, serpentyny czy kurtyny. 


Jeśli jesteście minimalistami, ale mimo to chcecie sprawić dziecku radość - możecie wybrać jeden z gotowych zestawówBox of decorations to niemal pięćdziesiąt elementów, które oczarują małego solenizanta i jego gości.

9. Jeśli dysponujesz odpowiednią przestrzenią - w pokoju dziecka zorganizuj miejsce do zabawy, a poczęstunek podaj w innym pomieszczeniu. Pozwoli to na łatwiejszą organizację, zapobiegnie też wdeptaniu tortu w dywan czy rozlaniu soku na łóżko ;) 

Podając poczęstunek np. w salonie - dekoracje możesz ograniczyć do stołu, pozwól natomiast dziecku zaszaleć z nimi w jego pokoju - pamiętaj przy tym, że jego estetyka może być skrajnie różna od Twojej i to, co Tobie wydaje się "nie pasować" - dla niego będzie ideałem i spełnieniem marzeń :)

10. Nie irytuj się, jeśli coś pójdzie nie tak, babeczki nie wyrosną tak idealnie, jak oczekiwałaś/eś, a dziecko uzna, że czerwone balony w złote kropki najlepiej pasują do pastelowo-niebieskiego pokoju. Może nie pozwoli Ci to na zrobienie idealnych zdjęć na insta, ale to nie Ty jesteś tu najważniejsza/y;)

11. Nawet jeśli uczysz dziecko zawsze i wszędzie sprzątania po sobie (słusznie!) - ten jeden raz w roku zastanów się, czy nie warto odpuścić ;)


Tyle na dziś mojego wymądrzania się ;)

Razem z Perfect Party przygotowałam dla Was jeszcze jeden wpis, a w nim nie tylko pomysły na piękne dekoracje do zrobienia w kilka minut (tak, tak, jednak nie mogłam się powstrzymać;), ale też zestaw prostych przepisów - na tort, babeczki i jeszcze kilka pyszności - które zawsze się udają i wszystkim smakują:)

Ciekawi?

Domowy płyn dezynfekujący, czyli życie w czasach zarazy.

$
0
0
Pandemia nie jest stanem, wobec którego jakikolwiek normalnie myślący człowiek jest w stanie przejść obojętnie. Strach też jest w tej sytuacji naturalny, powiem więcej - jest dobry, jeśli skłania nas do prawidłowych zachowań, chociażby większej dbałości o odporność i higienę. 

Nie bójcie się, nie będzie to kolejny blogowy post pt. "Co robić w domu w czasie kwarantanny?", ani mi w głowie tłumaczyć Wam "zrób to, na co dotąd nie miałeś czasu" czy polecać jakieś własne stare artykuły - na to za bardzo wierzę w Waszą inteligencję i szanuję własną ;)

Niemniej - ostatnie dni mocno namieszały w naszym codziennym funkcjonowaniu - Kornelia nie chodzi do szkoły ani na żadne dodatkowe zajęcia, nie jeździmy do kina czy na basen, zrezygnowaliśmy niemal ze wszelkich kontaktów interpersonalnych - poza tymi, które są stricte powiązane z pracą. Zresztą przemieszczamy się już właściwie wyłącznie na trasie dom-praca-dom. Posiadanie sklepu spożywczego oznacza, że nie możemy spędzić bitych dwóch (4? 6? a może 8?) tygodni stosując dobrowolną izolację i narodową kwarantannę, wychodząc jedynie po najpotrzebniejsze zakupy. Bo to u nas te zakupy można zrobić...

Czy się boję?

Oczywiście, jestem pełna obaw, tym większych, że każdego dnia spotykam się z wieloma klientami - czasem takimi, dla których zalecenia WHO czy Ministerstwa Zdrowia to bzdura, absurd albo powód do żartów. Mimo to - nie pozwalam, a przynajmniej staram się nie pozwalać, by rządziła mną panika. Zresztą - zdecydowana większość rozumie, że stan zagrożenia epidemiologicznego wiąże się ze znacznymi ograniczeniami i potrafi je zaakceptować.

Skoro nie zamierzam udzielać Wam ratujących życie porad, jak uciec nudzie czy wytrzymać kilka dni sam na sam z własną rodziną, z menu opartym na makaronie i toaletowym w roli najcenniejszego z papierów wartościowych - jaki mam plan na dziś?

Prosty ;)

Powiem Wam, jak my sobie radzimy.

Chwilami - ja nie radzę sobie wcale. Kiedy ktoś się przy mnie rozkaszle - nie zasłaniając nawet ust - wpadam w panikę, zaczyna działać efekt placebo, a ja nagle odkrywam u siebie mnóstwo niepokojących objawów. I czuję się po prostu źle. Na szczęście - to wszystko mija, gdy wracam do domu, wrzucam ubranie do pralki, a cala szoruję się dokładnie od stóp aż po koniuszki włosów. Pracuję w rękawiczkach, co chwilę myję ręce i dokładnie je potem dezynfekuję. Tak często i dokładnie, że moja atopowa skóra po trzech dniach się zbuntowała do tego stopnia, że na dłoniach zaczęła pękać i krwawić. Kiedy zaczęły nam się kończyć żele antybakteryjne, a Marcin zapomniał kupić butelki spirytusu - rozwód wisiał na włosku. Na szczęście ominęłam mnie marketowa walka o ostatnią paczkę schabu i potem kolejka do kasy i trzy godziny kitrania owego świńskiego kawałka pod dziesięcioma paczkami makaronu, dla niepoznaki przykrytego grubą warstwą ośmiopaków papieru toaletowego i warzyw na samej górze - te jakoś w ostatnim szaleństwie schodziły najwolniej. Jak mi się udało? Zwyczajnie - zamrażarkę i spiżarkę wypełniłam po brzegi już miesiąc temu ;) Czy nagle mi przeszło? Właściwie tak - kiedy już zdobyłam spirytus - czując się nieco jak w czasach prohibicji - i zrobiłam zapas domowego płynu dezynfekującego - o nim za chwilę. Całkowity spokój spłynął na mnie wraz z czterema butelkami odkażacza od zaprzyjaźnionej manicurzystki. I dobrze, bo gotowa byłam zacząć łykać pramolan jak dropsy. 

Dziś się z tego śmieję, ale jeszcze w piątek byłam w emocjonalnej rozsypce. Bez Marcina i jego zdrowego rozsądku - sprawiałabym dość żałosne wrażenie. Dlatego - z nikogo się nie śmieję, rozumiem, szanuję i trzymam kciuki, żeby Wam jak najszybciej przeszło.

Choć izolujemy się od świata na tyle, na ile możemy - staramy się pozostawać w codziennym kontakcie z rodzicami, dziadkami i starszą ciocią. Do znudzenia wręcz tłumaczymy, że choć brak nam osobistych kontaktów - to jest najlepszy w tej chwili wybór.

Jemy zdrowo - jak zawsze.

Dbamy o higienę i porządek w domu - jak zawsze.

Rozmawiamy ze sobą i mamy milion sposobów na wspólne spędzanie czasu - jak zawsze.

Codziennie wietrzymy mieszkanie - też jak zawsze - pomieszczenie po pomieszczeniu, ciesząc się przy okazji ciepłym wiosennym słońcem.

Nie powiem Wam więc, co macie teraz czytać, w co bawić się z dziećmi czy o czym rozmawiać z mężem. Bo jeśli nie wiecie - to sorry, ale problem niekoniecznie leży w koronawirusie i na bank nie zaczął się w Wuhan.

Ja szydełkuję jutowe kosze, wertuję bez przerwy nasz dość bogaty zbiór starych książek o uprawie roślin i grzebię we własnych doniczkach, Kornelia uczy się gotować i śpiewa co najmniej dwie godziny dziennie, a Marcin nadrabia zaległości w hiszpańskim kinie - to jest dobre DLA NAS :)

Powtórzę natomiast do znudzenia - słuchajcie zaleceń!

Jeśli tylko możecie - zostańcie w domu, ograniczcie kontakty z najstarszymi członkami rodziny, zwłaszcza na linii pra/dziadkowie-wnuki, a zakupy róbcie online albo szybko i w sklepie po sąsiedzku.

Jeśli spokój ducha znajdujesz w modlitwie i coniedzielnej mszy - pamiętaj, nie musisz być świętszy od papieża, a Boga nosi się w sercu - niekoniecznie w murach kościoła, bez względu na opinię ortodoksyjnych purpuratów.

Jeśli wśród Twoich krewnych są osoby starsze i samotne - bądź z nimi w stałym kontakcie telefonicznym, podczas własnych zakupów - zadbaj też o te dla nich, pomóż zorganizować wyjścia z psem czy wymianę kociej kuwety. Czym człowiek starszy - tym zwykle ciężej mu prosić o pomoc, nie chce być ciężarem czy "wykorzystywać" bliskich. Wybij mu to z głowy i pomagaj z uśmiechem - także w tych na pozór prozaicznych sprawach. Wiesz, że starsze osoby najczęściej wszystkie opłaty robią w pocztowym okienku czy kasach poszczególnych instytucji? Wytłumacz, że możesz to dla nich zrobić on line - po wszystkim wydrukuj im potwierdzenie, poczują się pewniej mając wszystko "na papierze". Podobna opieką otocz też starszych sąsiadów - nie tylko tych sympatycznych, bo właśnie ci nielubiani mogą najbardziej potrzebować pomocy.

Jeśli w prywatnym rachunku sumienia odkryjesz skłonność do hipochondrii - nie biegnij z byle katarem do przychodni, a już zwłaszcza - nie ciągnij tam dziecka. Choć obecnie i tak zapewne nie zostałbyś przyjęty, więc postaraj się przezwyciężyć nieufność względem teleporad.

Jeśli zżerają Cię wyrzuty sumienia - bo może wcale nie zamierzasz podczas siedzenia w domu nadrabiać zaległości, czytać, odbywać onlinowych sesji psychoanalizy czy przepracowywać traum z pierwszej pracy - odpuść. Jeśli akurat na to masz ochotę - odpal netflixa, zjedz lody, zagryź pringelsem. Świat się nie skończy, nawet jeśli - o zgrozo - dziecko raz na podwieczorek dostanie nic nac'sy i obejrzy z Tobą Zmierzch (mea culpa, ale co tam;).

Z rzeczy poważniejszych - jeśli wiesz, że bez kontaktu ze światem zewnętrznym się nie obejdzie - zaopatrz się w płyn dezynfekujący - jeśli z kupnem gotowego wciąż jeszcze masz problem, wystarczy, że masz spirytus - zaraz dostaniesz przepis. Nie zapomnij też o dobrym kremie nawilżającym - wszystkie tego typu środki strasznie wysuszają skórę. 

Zapobiegaj! Często myj ręce, kaszląc lub kichając - zakrywaj usta i nos (byle nie dłonią!), zachowuj jak największą odległość od osób z jakimikolwiek objawami chorobowymi.  

Jeśli zachorujesz - w większości przypadków to nie będzie żaden covid, a normalne o tej porze przeziębienie. Zadbaj o siebie i obserwuj, umów się na teleporadę medyczną, a jeśli mieszkasz sam - powiadom o swoim stanie kogoś bliskiego i pozostań z nim w stałym kontakcie. Jeśli uznasz, że masz podstawy obawiać się, że to jednak zakażenie koronawirusem - utrzymuje się gorączka powyżej 38 stopni, występuje suchy kaszel i/lub duszności, pojawia się dodatkowo katar i/lub ból mięśni - nie pędź do szpitala czy przychodni, tylko zadzwoń - chociażby na infolinię NFZ -> 800 190 590. Możesz też skontaktować się z powiatową stacją sanitarno-epidemiologiczną.

Jeśli sytuacja sprawi, że zostaniesz objęty kwarantanną - skrupulatnie przestrzegaj jej zaleceń i poddaj się związanym z nią ograniczeniom. Bezwzględnie pozostań w kwarantannie, jeśli właśnie wróciłeś do Polski z miejsc z ogniskami choroby - nawet jeśli nikt Cię nie kontroluje.

Jeśli jesteś zdrowy i potrafisz znaleźć miejsce, co do którego masz podejrzenie graniczące z pewnością, że nie natkniesz się na innych ludzi - możesz wyjść na spacer czy pobiegać po lesie.

Obecna sytuacja epidemiologiczna zmieni cały otaczający nas świat i - czy się nam to podoba, czy nie - nie powstrzymamy tego. Całkiem realną perspektywą jest kryzys gospodarczy - wiem, że to także w wielu z Was wywołuje lęk, chociażby o utrzymanie miejsc pracy czy swoich firm. Jestem sceptyczna, ale mam nadzieję, że rządzący zrobią wszystko, by jak najbardziej złagodzić jego skutki. Oby.

Jednak w tym wszystkim najważniejsi jesteśmy MY i nasze zdrowie. Brzmi jak truizm, ale to prawda. Dlatego dbajmy o siebie i swoich bliskich. Tylko tyle i aż tyle :)

A poniżej - obiecany przepis:


Kilka słów wyjaśnienia - alkohol niszczy wirusy, ale dopiero w wysokim stężeniu - absolutne minimum to 60%, a najlepiej powyżej 70%.

Spirytus rektyfikowany ma 95% i  bez rozcieńczenia może mocno uszkodzić skórę (testowałam w ramach "po co rozcieńczać i ryzykować, że słabiej zadziała";).

Nie musicie używać żelu czy soku aloesowego, bez gliceryny też się obejdzie, jednak ich dodatek przynajmniej w pewnym stopniu złagodzi skutki częstego kontaktu alkoholu ze skórą.

Naturalne olejki herbaciany i sosnowy (lawendowy też) - mają właściwości antybakteryjne, ale przy takiej porcji spirytusu - ich rolą jest głównie zapobieżenie roznoszeniu wokół siebie ciągłego zapachu gorzelni ;)





Serce domu, czyli kilka słów o organizacji kuchni.

$
0
0
Mam wrażenie, że całe życie przeżyłam w bańce, która nagle pękła. Uczyłam się o zarazach i epidemiach - i wydawało mi się, że to zdarzenia, które na zawsze już pozostaną bezpiecznie zamknięte na kartach historii. A jednak się myliłam.

Obecna sytuacja mnie niepokoi, sporo też zmienia w naszym codziennym życiu. Zaburzeniu uległ nasz codzienny harmonogram, Kornelia właściwie cały dzień spędza w domu, nie ma mowy o jakimkolwiek "jedzeniu na mieście", a do tego na dowóz - brak mi zaufania. W naturalny sposób to najważniejsze obecnie z przykazań - #zostańwdomu - sprawiło, że nasze życie zaczęło się toczyć wokół kuchni i w dużym stopniu - także salonu, jednak o nim w następnym poście.

W kuchni - Kornelia postanowiła nauczyć się gotowania i pieczenia. Cóż, sama to lubię, ponoć też potrafię, więc przyjęłam to oświadczenie z radością. Odkąd mamy nową kuchnię, a w niej funkcjonalne meble- spędzam tu czas z radością. Zawsze uwielbiałam gotować, cieszy mnie więc, że moje dziecko jest tym zainteresowane. 

Dbamy o ciekawe smaki, pozwalamy sobie na małe przyjemności w rodzaju domowej chałki, ale przede wszystkim staramy się jeść zdrowo i kolorowo :) Często to podkreślam, jednak właśnie teraz, gdy nasze zdrowie i odporność mają szczególne znaczenie - będę powtarzać do upadłego - dbajcie o prawidłowe odżywianie! Żyjąc w czasach właściwie nieograniczonego dostępu do wszystkich możliwych produktów - mamy pod tym względem łatwiej niż kiedykolwiek. 

Kiedy 3 tygodnie temu połowa Polaków rzuciła się w panice do sklepów i zaczęła robić niekontrolowane zapasy - nas właściwie to ominęło. Dlaczego? Bo przygotowana jestem zawsze i nie bez znaczenia jest tu przemyślana organizacja i sprytne sposoby na przechowywanie produktów w kuchni.

Tym, czego nie może u mnie zabraknąć, są przede wszystkim produkty z długim terminem przydatności - 2-3 rodzaje mąki, pełnoziarniste makarony, brązowy ryż, kasze, orzechy, płatki owsiane i jaglane, passata, kakao, miód, fasola i ciecierzyca w puszce, ziarna słonecznika, dyni i chia, przyprawy, domowe konfitury i dżemy, ogórki kiszone. Wszystkie produkty staram się - najlepiej od razu po zakupie - przekładać do szklanych słojów ze szczelnym zamknięciem - panicznie boję się moli spożywczych, które kilka lat temu przywędrowały do mnie od sąsiadki i z którymi toczyłam wojnę niemal przez trzy miesiące. Łatwo przechowuje się je w dużych szufladach - projektując kuchnię, zadbałam o to, by wszystkie dolne szafki stanowiły wyłącznie szuflady - uważam to najwygodniejsze rozwiązanie. Same zaś słoje - mniejsze i większe - wykorzystuję także do serwowania niektórych posiłków - chociażby jaglanki czy owsianki, łatwo je też zabrać ze sobą do pracy.

Wybierając garnki i patelnie - staram się stawiać na jakość - dla trzech osób nie potrzebuję ich wiele, dlatego tym istotniejsze, by były dobrej jakości. Patelni używam często, ale głównie do beztłuszczowego duszenia (ewentualnie na oliwie), jednak najczęściej wykorzystuję piekarnik. 

Oprócz walorów smakowych - ma to niezaprzeczalną zaletę - potrawy właściwie robią się same, a mi pozostaje ustawienie prawidłowej temperatury i wyjęcie o określonej godzinie. Dodatkowa zaleta - łatwo przygotować na raz większą porcję, co oszczędza zarówno czas, jak i pieniądze:) Obecnie na tapecie(talerzu?;) najczęściej mamy jajka w awokado i kolorowe szaszłyki - to mi się chyba nigdy nie znudzi.


Nie zależało nam na upychaniu na siłę stołu (ach, nie mogę się już doczekać, kiedy pokażę Wam, co się u nas ostatnio przy nim dzieje;) w naszej długiej i wąskiej kuchni, ponieważ mamy na niego wystarczająco dużo miejsca w salonie. Jednak chcieliśmy mieć coś, co sprawdzi się w roli stołu na śniadania - właściwie zawsze jemy je tylko w dwuosobowym (choć zmiennym) składzie i tak pojawił się pomysł wyspy kuchennej. Jeśli podejrzewacie, że głównym motywem, który mną kierował była chęć posiadania dodatkowego miejsca dla moich roślin - nie mylicie się, ale cicho sza;)

Co 2-3 miesiące czuję potrzebę przestawienia jej - i wciąż jeszcze nie zdecydowałam, które ustawienie jest lepsze, jednak wydaje mi się, że do kwestia pory roku - jesienią i zimą lepiej prezentuje się na wprost okna, wiosna i latem - bokiem. A to oznacza, że chyba powinnam zabrać się za przestawianie...

Wracając jednak do rzeczy niezbędnych w kuchni - u mnie należą do nich chlebak (nie cierpię trzymać pieczywa w szafce), duży wybór drewnianych desek kuchennych (mam też jedną szklaną - do ryb), 2-3 tace, a poza tym szkło, szkło i jeszcze raz szkło - słoje, dzbanki, miski, talerze, spora kolekcja naczyń żaroodpornych - takie naczynia najłatwiej utrzymać w czystości.

Wiecie, czego najbardziej nie znosiłam w poprzedniej kuchni?

Wiecznego braku miejsca i zastawionego blatu. Obiecałam sobie, że nowa musi pomieścić wszystko - tak, by na wierzchu zostało tylko to, co absolutnie niezbędne. I całkiem nieźle udało mi się ten plan zrealizować!

Kiedy pogoda i temperatury nie pozwalają na uprawianie ziół na balkonie - przenoszę, co tylko się da do kuchni. Zresztą przez cały rok lubię mieć pod ręką przynajmniej 2-3 doniczki, podskubywać i dodawać do wszystkiego;)
(Spokojnie - bluszczem rodziny nie karmię, załapał się do zdjęcia podczas odciekania po cotygodniowej kąpieli w zlewie;)

Ważnym elementem wystroju naszego mieszkania jest mobilny ogród wertykalny - w najkrótsze dni roku stawiamy go naprzeciwko południowych okien. I wiecie co? On tak świetnie do tej kuchni pasuje, że Marcin obiecał zbudować mi drugi - z przeznaczeniem na zioła :D

A jak Wy zorganizowaliście swoje kuchnie?

Bez czego ich sobie nie wyobrażacie, a czego najchętniej od ręki byście się pozbyli?

Mój jest ten kawałek (różowej) podłogi...

$
0
0
Mój jest ten kawałek podłogi, 
Nie mówicie mi więc, co mam robić!

Znacie to?

Mi często zdarza się nucić, a że ostatnio o wiele więcej czasu spędzam w domu - od prostej melodii szybko przeszłam do kolejnych remontowych planów. A gdy człowiek ma czas - zaczyna się zastanawiać... Jeśli w dodatku we wnętrzarskim życiu jego domu jedyną stałą są ciągłe zmiany - szybko zaczyna myśleć o metamorfozach i domowych rewolucjach - a podłóg jak dotąd one nie sięgnęły.

Podłogi to u nas temat-rzeka. Pomijając pokój Kornelii - są z gatunku tych nie do zdarcia i mając 22 lata - właściwie wciąż wyglądają jak krótko po położeniu. Zaakceptowałam je, doceniam plusy, przymykam oko na drobne zgrzyty z moją prywatną estetyką. Jednak - potrzeba zmian narasta, zwłaszcza u Młodej - nasze dziecko coraz częściej buntuje się przeciwko białej podłodze i niebieskim ścianom. Ba! Ona już ma pomysł - zieleń i liście na ścianie, z 10 roślinek pod sufitem (ach, aż mnie duma roznosi;) i nowa podłoga - tu łaskawie pozostawia nam decyzję. I przyznam się Wam do czegoś - ta wizja zmiany tła kusi także w kontekście salonu - wszak tu cala nasza trójka spędza najwięcej czasu.

Nie jestem naiwna - w swoim pokoju ta nasza niby już taka "dorosła" córka - wszak już jest pierwszakiem! -  wciąż jest dzieciuchem, który po lekcjach rozkłada się na podłodze z lalkami, klockami i różnej maści eksperymentami - zatem drewno odpada. Lamentowanie nad każdą ryską szybko doprowadziłoby mnie do nerwicy. Podobnie zresztą w salonie - to coraz częściej nasze centrum dowodzenia wszechświatem, gdzie i doniczka się rozbije, i farba rozleje, nie wspominając już o rozlanej niechcący wodzie czy nawet zupie... A i pizzę zdarzyło się Marcinowi zeskrobywać ;) Innymi słowy - potrzebujemy czegoś trwałego,  nieczułego na wstrząsy i uderzenia, najlepiej też wodoodpornego i estetycznego - by cieszyło również oczy.

Nie będzie przesadą, jeśli powiem, że do siadania na podłodze mamy stosunek bliski azjatyckiemu i tam własnie przenosimy się z wieloma codziennymi czynnościami - Kornelia z zabawą, ja z szydełkowaniem i roślinami, Marcin - ze swoimi modelami. I wszyscy lubimy tak czytać czy grać w planszówki:)



Znacie moją skłonność do kolorów - jednak dotąd nie myślałam o tym, by zaszaleć z nimi także na podłodze. Jednak - dlaczego nie? Warto czasem przełamać schemat, prawda?

Szybko znalazłam swój typ - to kolekcja podłóg laminowanych Signature od Quick-Step. Do wyboru jest 18 wzorów w szerokiej palecie kolorów - od białego dębu premium aż po dąb malowany czarny. Jednak nie dla mnie rozwiązania z gatunku black & white, nie pociąga mnie też spektrum szarości - ja świat odbieram kolorami, a patrzę przez okulary - różowe oczywiscie ;)

Zdziwieni?

Że jak? Że róż na podłodze?

Tu brawa dla Marcina - nie kazał puknąć się w głowę, nie wystąpił z kategorycznym NIE, ba! nawet nie spojrzał na mnie z politowaniem. Usłyszałam jedynie "no dobrze, pokaż". I spodobało mu się!

Współczesne postrzeganie różu bywa bardzo spłycone, ale wbrew pozorom - są to stereotypy dość świeże, powstałe po drugiej wojnie światowej. Zdecydowanej większości kojarzy się cukierkowo, "dziewczyńsko" i często niezbyt dobrze. Jednak historycznie rzecz ujmując - przez wieki był to kolor siły, przypisywany mężczyznom. Tak jak czerwień przeznaczona była dla władców - przede wszystkim z powodu najwyższych cen, jakie wśród wszystkich barwników osiągał właśnie czerwony, tak róż stał się kolorem możnych - czym bardziej intensywny, tym mocniej akcentował wysoką pozycję i bogactwo. Tym samym - to chłopców, a więc małych mężczyzn - ubierano na różowo - w jasne, pastelowe odcienie. Dziewczynkom dedykowany był niebieski - kolor szat maryjnych. 

Infantylizacja różu to "dzieło" przełomu lat 40 i 50tych, swoista reakcja na proste, surowe wzornictwo z lat wojennych - a stąd już blisko do wykreowania go jako koloru delikatnego, dziewczęcego, wręcz słodkiego, co szybko zaczęło odzwierciedlać się nie tylko w odzieży, ale i wnętrzach, jednocześnie przyklejając mu niezbyt pochlebną łątkę.

Współczesność od wielu lat krok po kroku odczarowuje nam róż. Nieskończenie wiele odcieni sprawia, że stał się kolorem uniwersalnym, po który coraz chętniej sięgamy. Projektanci i designerzy pokazują, jak wykorzystać go w nieraz nieoczywistych aranżacjach i uzyskać przy tym świetny efekt. 

Teraz już mniej powinno Was dziwić, że nie tylko się go nie boję, ale wręcz pragnę. 

Przejdźmy więc do konkretów - z palety Signature wybrałam Dąb różowy malowany - kolor delikatny, ale z pazurem, na tyle neutralny, by świetnie sprawdzić się w roli odcienia podstawowego, jak cała kolekcja charakteryzujący się wspaniale odwzorowaną strukturą naturalnego drewna - z wszelkimi niedoskonałościami, sękami i słojami włącznie. To zupełnie nowa klasa paneli - laminat o wyglądzie prawdziwej drewnianej deski, pomalowanej błyszczącym różowym lakierem. 

W tym właśnie miejscu dochodzimy też do tego, co dla mnie szalenie istotne - trwałość i odporność na zniszczenie. To często budzi wątpliwości przy panelach - wielu z nas, nie bez powodu, obawia się, że w kontakcie z wodą mogą puchnąć i ulec błyskawicznemu zniszczeniu. Przy panelach Quick-Step tego problemu nie ma, a wszystko dzięki zastosowaniu innowacyjnej, wodoodpornej technologii i powłoki HydroSeal. Oznacza to nie tylko zwiększenie ich trwałości (i gwarancję aż na 25 lat), ale również wszechstronność zastosowania, także w tak "trudnych" miejscach jak lazienka czy kuchnia. Jednak sama powłoka to nie wszystko, bo wiemy przecież, że w panelach najczęsciej newralgicznym miejscem bywają brzegi i łączenia - tu producent postawił na hartowanie i mocne ściśnięcie krawędzi, dzięki czemu ewentualna wilgoć nie jest w stanie przez nie przeniknąć. Poszczególne elementy łączone są za pomocą zatrzasków, co znacząco ułatwia montaż - poradzi z nim sobie nawet początkujący fan "zrób to sam".


A teraz wyobraźcie sobie podłogę, na której Wasze dzieci czy nawet Wy sami wyczyniacie najgorsze rzeczy, jakie przydarzyć się mogą podłodze. I nic. Zero śladów. Nawet gdy zapomnisz zamknąć okno podczas wiosennej burzy stulecia i zaleje Ci pół salonu. Albo gdy Twoje dziecko uzna, że podłoga całkiem nieźle sprawdzi się w roli perkusji, ale ciężka drewniana lokomotywa będzie służyć za pałeczki...

Czy róż i panele to rozwiązanie dla nas? Czy mają szanse wpasować się w nasz tętniący życiem, przeplatany kolorami i wypełniony roślinami dom?

Czas pokaże. (Dobrze, dobrze, ja już znam odpowiedź, ale cicho sza!;)

A jakie podłogi macie u siebie?

Czym kierowaliście się przy wyborze i na ile konkretne decyzje okazały się trafne?








Kreatywna izolacja ;)

$
0
0
Znacie mnie - nie będę Wam mówiła, jak spędzać czas tej przymusowej izolacji - do znudzenia zamierzam powtarzać, że wierzę w Waszą inteligencję i to, że sobie poradzicie ;)



Nie będę jednak zgrywać chojraka - z każdym kolejnym dniem jest nieco ciężej, zwłaszcza gdy za oknem plus dwadzieścia, ale zaciskam zęby i czekam. Należąc do tych szczęśliwców, którzy zawsze mają do połowy pełne szklanki - staram się nie marnować czasu. Dysk - pozbawiony cudownego wsparcia w postaci basenu - znów dokucza, odpoczywam więc, ile tylko mogę - wolałabym regularne ćwiczenia czy rehabilitację, jednak o ile nie ratuje to życia "bezpośrednio" (jakkolwiek to interpretować;) - nie ma na co liczyć, jedyna pomoc to konsultacje on line.

Ale nie narzekam. Na dobre odnowiłam mój burzliwy romans z szydełkiem, większość naszych roślin dostała nowe kosze i osłonki - głównie z juty, choć miłość do kolorów każe mi ostatnio wplatać w nie również bawełniane sznurki. Niemal całość wiosennego przesadzania spadła na Marcina, ale o dziwo - nie narzeka. Zaakceptował już życie w miejskiej dżungli ;)

Chwilami wciąż się dziwię, jak kilka tygodni zmieniło otaczający mnie świat, chociażby jego dźwięki. Choć mieszkamy w spokojnej dzielnicy, zwykle o tej porze roku budził mnie określony zestaw - dostawczy samochód jadący do pobliskiego sklepu, śmiechy uczniów idących do szkoły, drzwi spieszących się do pracy sąsiadów... A teraz cisza i ptaki, jak latem na wsi. Choć lubię swój życiowy pęd - potrafię docenić spokój, stoicka natura Marcina wręcz go uwielbia. Kiedy słyszę, że ludzie po niecałym miesiącu nie mogą sobie znaleźć miejsca we własnych domach, a zwłaszcza w kontaktach z rodziną w trybie 24/7 - nie mogę przestać się dziwić. A może to kolejna rzecz, co do której mam szczęście - mam obok siebie człowieka, z którym nie tylko mogę o wszystkim porozmawiać, ale i po prostu milczeć - odpoczywać, robiąc odmienne rzeczy, ale we wspólnym, pełnym ciepła milczeniu, po prostu razem:)

Nie ciągnie mnie do składania modeli, nie zawsze pociągają opowieści o boksie czy drugiej wojnie światowej, ale przyjemnie jest razem usiąść w naszym przytulnym salonie i po prostu BYĆ. Czasem zdrzemnąć się na kanapie, snuć nowe plany na ten czas, "kiedy to wszystko wreszcie się skończy", obejrzeć film czy dać się Kornelii namówić na seans z xboxem czy ps4. No dobrze - ja głównie szydełkuję i czytam ;) Bardzo mnie to uspokaja w tych niespokojnych i pełnych niepewności czasach...

Szydełko i zawsze tylko jedno oczko na nim - dają mi złudne poczucie panowania nad wszystkim. Dzięki temu mogę też zmieniać nasze cztery kąty, tworząc niebanalne dodatki - głównie wspomniane kosze, ale i przedmioty tak nieoczywiste jak... dywan czy jutowe paliki własnej produkcji, które skutecznie zastępują te kokosowe - a można je wykonać w ciągu jednego popołudnia (przynajmniej paliki ;).

Tak, gdybym miała wskazać mój ulubiony sposób spędzenia czasu podczas #zostańwdomu - byłoby to szydełkowanie :)

Jak wspomniałam - rad na spędzenie czasu - ode mnie nie dostaniecie ;) Choć zapewnienie, że warto rozważyć niebezpieczne związki z szydełkiem - owszem ;) 

Wierzę jednak w Waszą kreatywność i jestem ciekawa, na czym się skupiacie, co pozwala Wam odpocząć, jakie plusy znajdujecie w tych "czasach zarazy" - o ile oczywiście nie pogrążyliście się w beznadziei i narzekaniach... ;)

Dlatego razem z marką Portada chcemy zaprosić Was do zabawy na Facebooku, w której wystarczy zdradzić swój sposób na ciekawe spędzenie czasu izolacji i mocno zaciskać kciuki, bo do wygrania są nie tylko zestawy win, ale i vouchery na zakupy w tantis.pl oraz nagroda główna - Konsola Sony PlayStation 4 :) 

Sama ostatnio wymyśliłam koszyk, który kojarzy mi się z płomieniem - pierwotnie miał służyć jako osłonka dla maculaty, ale stwierdzam, że może mieć znacznie praktyczniejsze zastosowanie, myślę, że świetnie sprawdziłby się też jako prezent (jak się trochę postaracie, to wejdą w niego cztery butelki wina, a wiecie - in vino veritas i takie tam ;) - prawdziwe 3w1.

A jak Wy byście go wykorzystali?



Lustro z ramą z trzciny - idealny dodatek do boho wnętrza.

$
0
0
Rośliny, drewno, kolory - tego nigdy nie zabraknie w naszym domu. Wybierając dodatki, jak najczęściej stawiam na te naturalne - mierzi mnie wszelka sztuczność czy kiepskie imitacje. 

Oczywiście, nie jestem bez grzechu - czasem przyniosę do domu coś na pozór całkowicie nie w moim stylu, ale co mnie jednak urzekło - tym trudnym do uchwycenia CZYMŚ, które sprawia, że jestem je w stanie zobaczyć nie takim, jakie jest, ale takim, jakie może się stać, gdy już z nim skończę ;)

Jakieś 2-3 lata temu wybrałam się do Pepco po kredki i farbki. Stojąc w kolejce do kasy, z przyzwyczajenia zerknęłam do kosza z wyprzedażami - po brzegi wypełniony był lusterkami w tandetnych, plastikowych ramkach. Przyznam się - skusił mnie ciekawy kształt i cena - zawrotne 3 złote za sztukę. Wzięłam wszystkie kwadratowe i na długo o nich zapomniałam. 

W weekend uciekliśmy na wieś - pandemia, ograniczenia, izolacja od wielu bliskich, w dużej mierze także zdalne nauczanie, które w połączeniu z regularną pracą potrafi dać mocno w kość - przez to wszystko i nam zaczęło udzielać się poddenerwowanie i poczucie silnego, psychicznego zmęczenia. Cisza, spokój i kontakt z naturą były tym, czego wszyscy potrzebowaliśmy.



Za każdym razem, gdy wracamy, przywożę ze sobą dużą torbę po brzegi wypełnioną skarbami - kwiatami, ziołami, czasem kamieniami, piórami, gałęziami czy kawałkami kory. Tym razem trafił do niej także pęk trzciny - zeszłorocznej, o tej porze roku już mocno wysuszonej i kruchej, jednak zebrałam ją mając już konkretny cel - lustro w ramie w stylu boho.

Za bazę posłużyło mi wspomniane już lusterko w plastikowej ramie.

Trzcinę pocięłam na krótsze i dłuższe kawałki - pierwsze, cięte po skosie, wykorzystałam jako promienie, z dłuższych, ciętych prosto, stworzyłam ramkę wokół lusterka.

Zaczęłam od środka, trzcinę przyklejałam, używając pistoletu z klejem na gorąco. Sami musicie ocenić, czy wygodniej Wam nakładać klej na kawałek, który zamierzacie przykleić...

...czy też na miejsce, na które doklejacie kolejne kawałki - promienie wokół naszej ramy. Sama wolę pierwszą metodę :)

Przyklejamy kolejne kawałki trzciny tak, by w przerwach pomiędzy nimi nie było widać plastikowej ramki.

Ponieważ musiałam naciąć i przykleić sporo kawałków, oszczędzę Wam zdjęć dokumentujących cały ten proces ;) Kawałki trzciny nie muszą być idealnie równe - właśnie w ich pozornych niedoskonałościach tkwi cały urok :)

Tak prezentuje się gotowa ramka z trzcin:

Przymierzyłam ją do naszej drewnianej ściany, a u mnie każda taka przymiarka rodzi kolejne pomysły ;)

Na razie gotowe mam jedno, ale w pogotowiu czekają jeszcze... cztery ;)
Jak myślicie, jak wyglądałyby w zestawie?

Na razie zapas trzciny mi się skończył, ale coś czuję, że w piątek znów wybierzemy się na wieś :)


Komoda w kolorach Bałtyku, czyli "Stay home. Stay busy." - kreatywny konkurs z MIRKĄ

$
0
0
Za nami majówka - już w Boże Narodzenie planowaliśmy, że w tym roku spędzimy ją nad Bałtykiem. Niestety, pandemia pokrzyżowała nasze plany - nie tylko wyjazdowe. Jednak spędzając więcej czasu w domu, mamy okazję skupić się nie tylko na projektach, które od dawna planowaliśmy, ale i stworzyć nowe z tego, co nieraz od lat czekało w pracowni na swoją kolej.

Wiecie, jak uwielbiam wyzwania, mam to szczęście, że Marcin także ;) Kiedy więc MIRKA zaproponowała nam włączenie się do międzynarodowego projektu "Stay home. Stay busy."(#Mirkasafeathome) - nie musieliśmy się długo zastanawiać.

Jako fani DIY chcemy Was zachęcić, by jak najlepiej wykorzystać czas całkowitej lub częściowej izolacji i stworzyć coś wyjątkowego. Odnowione albo stworzone od podstaw meble, upcykling a może remont? Wszystko to jest w zasięgu Waszych rąk, wystarczy tylko dobry pomysł i odrobina samozaparcia, by go zrealizować. 

I proszę mi tu nie narzekać, że jak to, że nie wiecie, co i jak, że nie macie czym. Bo to są wymówki! Pomysłów możecie szukać chociażby na blogu, a narzędzia... Cóż, nie dość, że wielokrotnie już udowadniałam, że nie trzeba skomplikowanych sprzętów, by stworzyć rzeczy niebanalne, to jeszcze mam dla Was niespodziankę - konkurs, a w nim 4 nagrody w postaci zestawów do ręcznego szlifowania Mirka HandyKit


Jedyne, co musicie zrobić, to przesłać na mój adres:

przeplatanekolorami@gmail.com

zdjęcie przedmiotu, który chcecie odnowić/przerobić lub opis projektu, który chcielibyście wykonać z pomocą zestawu HandyKit.

Zamiennie - możecie opublikować to zdjęcie na swoim Instagramie lub instastories, oznaczając je #Mirkasafeathome, #konkursMirka, #przeplatanekolorami.

Szczegółowy regulamin znajdziecie pod dzisiejszym postem, czas macie do końca maja :)


Jako inspirację mamy dla Was komodę, którą stworzyliśmy podczas majówki.

Z tęsknoty za Bałtykiem i jego niesamowitymi, zmiennymi kolorami, to właśnie nim postanowiliśmy się zainspirować.

Pod pędzel poszła mała komoda, a właściwie dolna część starej, holenderskiej toaletki,
Prosta, elegancka forma, cztery zgrabne szufladki - uznaliśmy ją za wdzięczny obiekt do metamorfozy.

Przez pewien czas stały na niej dość problematyczne w podlewaniu rośliny, niestety kilka razy blat został zalany, przez co powstały na nim dość nieestetyczne ślady. Nie martwiliśmy się tym szczególnie - zgodnie uważamy, że w przypadku malowania mebli najistotniejsze jest dobre przygotowanie podłoża, a więc szlifowanie, odpylenie i odtłuszczenie powierzchni.

Komoda to prawdziwie rodzinne dzieło - większość szlifowania wzięła na siebie Kornelia - szalenie jej się to podobało, prowadzenie ręcznego hebla jest znacznie prostsze niż klasycznej szlifierki, świetnie więc sobie z tym poradziła. Ja wybrałam kolory i uchwyty - gałki w kształcie syren dostałam od brata ponad rok temu - czekały, aż znajdę dla nich odpowiednio wyjątkową oprawę. Malowaniem zajął się Marcin - wszak to on jest rodzinnym perfekcjonistą;)

Do malowania postanowiliśmy wykorzystać farby Liberon:

idealnie matowa Nowa Czerń z serii Barwy Czerni

oraz

cztery odcienie farb kazeinowych
* Mglisty Błękit
*Topniejący Lodowiec
* Błękit Morza
* Egejski Błękit

Jak w przypadku większości mebli, pierwszy etap to
PRZYGOTOWANIE POWIERZCHNI.

Zaczęliśmy od szlifowania z zestawem HandyKit, w skład którego wchodzi hebel ręczny, siatki ścierne o różnych gradacjach (w przeciwieństwie do papieru ściernego, nie zapychają się i starczają na bardzo długo) oraz czterometrowy wąż do odkurzacza przemysłowego. Korzystaliśmy z profesjonalnego sprzętu Mirka, jednak wąż jest uniwersalny i pasuje do większości modeli. Jeśli DIY to Wasze hobby, warto mieć w swoim warsztacie choćby najprostszy model za dwieście czy trzysta złotych, jeśli go jednak nie posiadacie - możecie wypożyczyć w wypożyczalni sprzętu ogrodowego. Koszt nie jest duży, np. w Gorzowie to 40-60 zł za 24 h. Oczywiście z heblem możecie pracować także bez odkurzacza, choć wtedy praca zdecydowanie nie jest już tak czysta i bezpyłowa ;)

A propos pyłu - postanowiliśmy zaufać zapewnieniom Mirki o bezpyłowości i zamieniliśmy salon w szlifiernię...
Efekt?
Zero bałaganu ;)

Wyszlifowaną komodę odtłuściliśmy rozpuszczalnikiem uniwersalnym (choć wystarczy chociażby woda z płynem do naczyń).

Samo szlifowanie jest prostsze, gdy zdemontujemy nie tylko uchwyty, ale również obudowy zamków ;)

Kolory na już pomalowanych szufladach okazały się idealne, jeszcze piękniejsze niż na opakowaniu.

Nie jest to może klasyczne wyobrażenie o stylu marine, ale właśnie to mi się tu bardzo podoba - nawiązanie do morza, ale bez kiczu i przesady :)
Gałki zostały kupione w TkMaxx - jestem nimi wprost urzeczona :)

Choć mam na tę komódkę nieco inny pomysł, nie mogłam się powstrzymać przed sprawdzeniem, jak pasowałaby do naszego salonu, gdzie królują ciemnoniebieskie meble. Oczywiście jeśli mowa o "czymś" do salonu - musi i z roślinami dobrze współgrać, bo to one tu rządzą ;)

Komoda wpasowała się wprost idealnie - ze starego i niepozornego mebla udało nam się minimalnym kosztem stworzyć lekki i stylowy dodatek do każdego wnętrza. A wszystko to własnoręcznie i dokładnie w naszym stylu - wystarczyło trochę czasu i chęci, by to, co podniszczone i zwyczajne, dostało nowe, lepsze życie.

Kilka roślin, nowa lampa, wygodny fotel, miękkie poduszki - tak niewiele trzeba, by w kilka minut wyczarować przytulne miejsce do relaksu, nie tylko z książką :)

Czujecie się zainspirowani naszą komodą?

Macie juz pomysły, co Wy chcielibyście stworzyć z zestawem HandyKit?

Z niecierpliwością czekamy na Wasze zdjęcia i komentarze :)






*******************
REGULAMIN KONKURSU

§ 1 Postanowienia ogólne 

1.1 Organizatorem konkursu jest BP Techem SA z siedzibą w Warszawie (02 – 856), ul. Ludwinowska 17, zarejestrowana w rejestrze przedsiębiorców Krajowego Rejestru Sądowego prowadzonym przez Sąd Rejonowy dla m. st. Warszawy Wydział XIII Gospodarczy Krajowego Rejestru Sądowego pod numerem KRS 0000050522, z kapitałem zakładowym w kwocie 16,61 mln zł, NIP: 951-17-28-368, REGON: 012742471, zwana dalej „Organizatorem Konkursu” lub „Organizatorem”. 

1.2. Konkurs realizowany będzie w okresie od 01.05.2020 r. do dnia 31.05.2020 r.

1.3. Miejscem konkursu jest terytorium Polski. 

1.5 Definicje: Przez terminy użyte w niniejszym Regulaminie rozumie się:

Regulamin – niniejszy regulamin;

Konkurs – konkurs opisany w niniejszym Regulaminie;

Uczestnik Konkursu – Użytkownik, który zgłosi się do udziału w Konkursie


§ 2 Zasady uczestnictwa w Konkursie 

2.1. Uczestnikami Konkursu mogą być wyłącznie pełnoletni Użytkownicy, którzy w dniu dokonania zgłoszenia do Konkursu posiadają miejsce stałego zamieszkania na terytorium Rzeczypospolitej Polskiej. 

2.2. Uczestnikami Konkursu nie mogą być pracownicy i przedstawiciele Organizatora Konkursu oraz członkowie ich rodzin do drugiego stopnia pokrewieństwa, oraz innych podmiotów biorących bezpośredni udział w przygotowaniu i przeprowadzeniu Konkursu na zlecenie Organizatora. 

2.3. Użytkownicy spełniający powyższe wymagania mogą wziąć udział w Konkursie wysyłając odpowiedź na pytanie konkursowe poprzez dodanie komentarza na blogu www.przeplatanekolorami.pl lub na profilu w serwisie społecznościowym Instagram - www.instagram.com/przeplatane_kolorami.

2.5. W Konkursie można wziąć udział tylko raz. W przypadku dokonania przez tą samą osobę kilku zgłoszeń do Konkursu pod uwagę brane będzie tylko pierwsze z nich. 

2.6. W Konkursie można brać udział wyłącznie osobiście, tj. niedopuszczalne jest tworzenie kont i dokonywanie zgłoszeń konkursowych w imieniu osób trzecich. 

2.7. Zgłoszenie udziału w Konkursie oznacza akceptację jego zasad przewidzianych w niniejszym Regulaminie. 

2.8. Organizator zastrzega sobie prawo do nie przyjęcia zgłoszeń do Konkursu, które nie dotarły do niego w odpowiednim terminie, z przyczyn od niego niezależnych, m.in. wskutek awarii łączy internetowych czy systemu Uczestnika Konkursu. 

2.9. W Konkursie wyłonionych zostanie 

4 zwycięzców, wyłonionych spośród użytkowników bloga www.przeplatanekolorami.pl


Nagrodami w Konkursie dla zwycięzcy jest zestaw Handy Kit. Wartość nagrody, o której mowa powyżej nie przekracza 150 zł.

§ 3 Zasady przyznawania nagród Konkursowych

3.1. Zadaniem każdego Uczestnika Konkursu będzie opublikowanie komentarza pod postem konkursowym na blogu www.przeplatanekolorami.pl z opisem przedmiotu, który uczestnik chce poddać metamorfozie oraz przesłanie autorskiego zdjęcia przedstawiającego tę rzecz, na adres przeplatanekolorami@gmail.com LUB opublikowanie takie zdjęcia na swoim własnym profilu w serwisie Instagram z oznaczeniem #mirkasafeathome, #konkursmirka, #przeplatane_kolorami

3.2. Organizator zastrzega sobie prawo do usunięcia z Profilu i nie uwzględnienia w Konkursie Odpowiedzi która narusza obowiązujące przepisy prawa lub postanowienia niniejszego Regulaminu, dobre obyczaje lub też prawa lub dobra osób trzecich. Odmowa uwzględnienia w Konkursie lub usunięcie, o których mowa w zdaniu poprzednim, są równoznaczne z wykluczeniem Uczestnika Konkursu z przeprowadzanego przez Organizatora Konkursu. Uczestnik Konkursu zobowiązuje się do przestrzegania obowiązujących w Polsce przepisów prawa, norm społecznych i obyczajowych, postanowieniami niniejszego Regulaminu oraz zasad współżycia społecznego, a w szczególności do nie zgłaszania w ramach Konkursu Odpowiedzi, które:

• są obraźliwe;

• nawołują do agresji;

• obrażają osoby trzecie; 

• zawierają informacje obarczające niesprawdzonymi zarzutami inne osoby; 

• obrażają inne narodowości, religie, rasy ludzkie;

• są wulgarne lub zawierają wulgaryzmy; 

• przyczyniają się do łamania praw autorskich;

• propagują używanie narkotyków bądź nie dopuszczonych do obrotu środków odurzających; 

• propagują nadmierne spożywanie alkoholu; 

• zawierają linki do stron www naruszających prawo lub dobre obyczaje; 

• zawierają dane osobowe, teleadresowe lub adresy mailowe osób innych niż zgłaszający się do Konkursu Uczestnik; 

• zawierając treści o charakterze komercyjnym (reklamy); 

• są niestosowne w kontekście informacji o śmierci osoby publicznej bądź prywatnej; 

• w inny sposób naruszają przepisy prawa, normy społeczne bądź obyczajowe lub Regulamin 

3.3. Organizator zastrzega sobie prawo do usunięcia i nie uwzględnienia w Konkursie Odpowiedzi, których autorzy: 

a) nie działają w własnym imieniu, lecz przez osoby trzecie, 

d) naruszają regulaminy serwisów społecznościowych Instagram i Facebook 

3.4. Kryterium wyłonienia Zwycięzcy jest nadesłanie najciekawszej Odpowiedzi. Oceny Odpowiedzi Konkursowych dokonuje Komisja Konkursowa powołana przez Organizatora, składająca się z Przedstawicieli Organizatora oraz osoby prowadzącej bloga/profil w serwisie społecznościowym wymienionym w § 2 pkt 9. 

3.5. Nad prawidłowością przebiegu Konkursu czuwać będzie Komisja Konkursowa złożona z przedstawicieli Organizatora. Z czynności Komisji zostanie sporządzony protokół, z wyszczególnieniem Zwycięzców Konkursu oraz przyznanych im nagród. 

3.6. Posiedzenie Komisji, podczas którego nastąpi przyznanie nagród Konkursowych, odbędzie się w terminie do 14 dni od ogłoszenia konkursu. W Konkursie nagrodzonych zostanie 4 Uczestników. 

3.7. Nagroda w Konkursie określona w § 2 pkt 9 nie podlega wymianie na jej równowartość w pieniądzu, ani na nagrody innego rodzaju. 

3.8. Zwycięzca Konkursu nie może przenieść prawa do otrzymania nagrody na osoby trzecie. 

§ 4 Ogłaszanie wyników i wydanie nagród w Konkursie 

4.1. Informacja o wynikach Konkursu umieszczona zostanie w formie komentarzy pod postem konkursowym najpóźniej po upływie dwóch dni od odpowiedniego posiedzenia Komisji, o którym mowa w pkt. 3.6 niniejszego Regulaminu. 

4.2. Zwycięzcy Konkursu zostaną poinformowani o wygranej poprzez serwisy wymienione w § 2 pkt 3 , a następnie w terminie do 48 godzin są zobowiązani przesłać za pomocą zwrotnej wiadomości e-mail swoje dane adresowe na adres: kontakt@niesprzatamporemoncie.pl 

4.3. Zwycięzca, aby mógł otrzymać nagrodę zobowiązany jest podać następujące dane: imię, nazwisko, adres zamieszkania z kodem pocztowym oraz numer telefonu.

4.4. Podanie nieprawdziwych lub niekompletnych danych (imienia, nazwiska i adresu zamieszkania oraz telefonu) będzie stanowić przyczynę odmowy wydania Uczestnikowi nagrody w przypadku wygranej. 

4.5. Wydanie nagrody nastąpi zgodnie z obowiązującymi przepisami podatkowymi. 

4.6. Nagroda może zostać przyznana jedynie osobom, która spełni wszystkie warunki Konkursu opisane w niniejszym Regulaminie.

4.7. Po zakończeniu procesu weryfikacji danych Zwycięzca zostanie poinformowany przez Organizatora o sposobie i miejscu odbioru nagrody. Nagrody nieodebrane ulegają przepadkowi. 


§ 5 Postępowanie reklamacyjne 

5.1. Wszelkie reklamacje dotyczące sposobu przeprowadzenia Konkursu Uczestnicy mogą składać drogą elektroniczną lub na piśmie. 

5.2. Reklamacja powinna zawierać: imię, nazwisko i dokładny adres Uczestnika, jak również dokładny opis i powód reklamacji. Reklamacje składane drogą elektroniczną należy przesłać na adres: kontakt@niesprzatamporemoncie.pl. Tytuł e-maila: Reklamacja: „Konkurs – Mirka”.

5.3. Reklamacje rozpatrywane będą w terminie 7 dni od dnia ich otrzymania przez Organizatora. 

5.4. Reklamacje rozpatrywane będą na podstawie niniejszego Regulaminu. 

5.5. Odpowiedź na reklamację złożoną drogą elektroniczną zostanie przesłana do Użytkownika na adres podany przez Użytkownika w reklamacji.

§ 6 Przetwarzanie danych osobowych 

6.1. Przetwarzanie danych osobowych Uczestników Konkursu odbywa się zgodnie z przepisami o ochronie danych osobowych, w tym RODO. 

6.2. Administratorem danych osobowych udostępnianych przez Uczestników Konkursu jest Organizator. 

6.3. Organizator w celu niezbędnym do realizacji Konkursu, przetwarza dane osobowe Uczestnika Konkursu podane przez niego w poście konkursowym, o którym mowa w § 2 Regulaminu (pkt 2.5. Regulaminu), zgodnie z art. 6 ust.1 lit b) Rozporządzenia Parlamentu Europejskiego i Rady (UE) 2016/679 z dnia 27 kwietnia 2016 r. (RODO) 

6.4. W celu technicznej realizacji wysyłki nagród, dane Zwycięzców Konkursu zostaną przekazane firmie kurierskiej lub pocztowej, celem doręczenia nagrody. 

6.5. Podanie danych jest dobrowolne niemniej konieczne do udziału w Konkursie, a osobie podającej dane przysługuje prawo dostępu do danych, prawo sprostowania danych, prawo ograniczenia przetwarzania, prawo usunięcia danych, wyrażenie sprzeciwu wobec przetwarzania, a także prawo złożenia skargi do organu nadzorczego ochrony danych osobowych (Prezes Urzędu Ochrony Danych Osobowych). Użytkownikowi przysługuje także prawo do przenoszenia danych. Szczegółowe informacje znajdziesz w Polityce prywatności - http://niesprzatamporemoncie.pl/polityka-prywatnosci/.


§ 7 Postanowienia Końcowe 


7.1 Niniejszy Regulamin dostępny jest na stronach określonych w § 2 pkt 3 i w siedzibie Organizatora.

7.2. Niniejszy Regulamin stanowi jedyny dokument określający zasady Konkursu. Wszelkie materiały promocyjno-reklamowe mają wyłącznie charakter informacyjny. 

7.3. Wszelkie spory wynikłe z tytułu wykonania zobowiązań związanych z Konkursem będą rozstrzygane przez Sąd właściwy według obowiązujących przepisów. 






Puf ze starej opony - styl boho w upcyklingowym wydaniu.

$
0
0

Za nami kolejny projekt, który miałam okazję wykonać jako Ambasador Ryobi. Nasz domowy ogród wertykalny cieszy się Waszym niesłabnącym zainteresowaniem, mam więc nadzieję, że i ten zostanie ciepło przyjęty:)


Tym razem trafił do mnie zszywacz R18ST50-0, co ucieszyło mnie tym bardziej, że od dawna planowałam kilka projektów z tapicerowaniem w roli głównej, a mój dotychczasowy sprzęt od jakiegoś czasu strzelał zszywkami, jak chciał i kiedy chciał - a sprawność swoich palców nader sobie cenię ;) Marcin woli pracę z drewnem, stąd tym razem to głównie moje dzieło, choć nie ukrywam, że na jednym z etapów przydało mi się jego silne męskie ramię;)


Od dłuższego czasu staram się minimalizować ilość produkowanych śmieci - zużywanie toreb foliowych ograniczyłam niemal do zera, kupuję wiele produktów na wagę, niemal całkowicie zrezygnowałam z paczkowanych owoców i warzyw, najchętniej wybieram opakowania szklane, z któych wiele nadaje się do ponownego wykorzystania. Staram się to robić jak najczęściej, z tym wszakże zastrzeżeniem, że dobry upcykling to dla mnie taki, dzięki któremu powstają rzeczy ciekawe, przydatne i - co równie ważne - estetyczne - nie kręci mnie produkowanie nowych śmieci.


W garażu od dwóch lat stały cztery stare opony. Do dziś nie wiem, czym kierował się mąż, bo do jazdy się już nie nadają🤔 Postanowiłam więc przerobić je na pufy - idealne na balkon, taras czy do ogrodu, tym bardziej, że zwłaszcza w tym ostatnim przydałoby się nam więcej miejsc do siedzenia.


Dziś - pierwszy z nich, kolejne będą nieco inne - żeby było ciekawiej ;) Co prawda wymagają już tylko niewielkiego wykończenia, jednak ostatnio nie miałam zbyt wiele czasu, by się tym zająć, przydałaby się więc zachęta tudzież porządny kopniak w szanowne cztery litery ;)


Ale do rzeczy - zaczęłam od dokładnego wyszorowania opony - na zewnątrz i wewnątrz. Pozwoliłam jej porządnie wyschnąć.


Później pałeczkę przejął Marcin - odrysował kształt opony na płycie budowlanej i wyrzynarką wyciął z niej koło - podstawę siedziska.


W domu miałam gałgankowe dywaniki z Obi - powstają z resztek tkanin, są tanie (około 10 zł sztuka), bajecznie kolorowe i świetnie nadają się do różnych projektów DIY. Zszyłam ze sobą krótsze boki trzech z nich - przy ostatnim musiałam odciąć mniej niż połowę. Ponieważ są tkane - musicie dobrze zabezpieczyć brzegi przed cięciem (najlepiej gęstym szwem) - bez tego niestety zaczną się pruć. Połączyłam początek i koniec, tworząc coś w rodzaju pokrowca, który naciągnęłam na oponę i przyszłam zszywaczem - zarówno w górnej, jak i dolnej części opony. Dywaniki są dość grube, potrzebne są więc najdłuższe zszywki (14 mm).


Tu koniecznie muszę wspomnieć o zszywaczu R18ST50-0 - ciężki i solidny, a przy tym świetnie wyprofilowany - dobrze leży w dłoni, nie wyślizguje się. To wszystko sprawia, że praca z nim to czysta przyjemność.

Pozwala - dzięki znacznikowi miejsca wbijania - na precyzyjne umieszczenie zszywek dokładnie w tym miejscu, w którym powinny się znaleźć. Umożliwia łączenie różnych materiałów - tkanin, drewna, skóry, siatki hodowlanej , pianki tapicerskiej czy folii. Kiedy idealnie poradził sobie z połączeniem dość grubego dywanika i opony, wiedziałam już, że to prawdziwie wszechstronne narzędzie -  nie tylko do tapicerowania, ale i rozmaitych projektów DIY. Sprawdzi się nie tylko w domu, ale i w ogrodzie - akumulatory Ryobi są niezawodne.

Na piance tapicerskiej (użyłam tej o grubości 5 cm, myślę, że 3 cm to minimum) odrysowałam koło wycięte z płyty i wycięłam ją ostrym nożem - tu od dawna niezawodnie sprawuje się nóż Fiskars, przeznaczony do... obierania owoców i warzyw. 


Jako pokrowca użyłam kawałka starego zasłonowego panelu z wzorem mandali.  Bardzo ważne jest staranne rozprasowanie materiału - znacząco wpływa na późniejszą estetykę całości :)


Naciągnęłam go na gąbkę i przyszłam zszywaczem. Ważne, by materiał wyciąć z naddatkiem - praca ze zszywaczem jest wtedy prostsza, a ryzyko, że tkanina będzie się strzępić - o wiele mniejsze. Najlepiej najpierw przyszyć materiał w czterech miejscach...


...a później przyszywać - odpowiednio układając i napinając tkaninę, pomiędzy wyznaczonymi w ten sposób punktami.

Zastanawiam się nad dorobieniem nóżek oraz wyszydełkowaniem kosza - w ten sposób wewnątrz powstałoby miejsce do przechowywania. Tymczasem jednak cieszę się prototypem, który sprawdza się nie tylko jako puf, ale także w roli idealnego podnóżka :)


A co Wy myślicie o takim wykorzystaniu starych opon?

Dalibyście im szansę?



Balkon w stylu boho - miejski ogród dla każdego.

$
0
0
Uwielbiam nasz balkon - rokrocznie w maju zamienia się w dodatkowy pokój, letni salon, idealne miejsce do odpoczynku, ale i pracy. Dzięki wschodniej orientacji mamy tu dość światła, by wszystko pięknie rosło, a jednocześnie już od południa możemy cieszyć się przyjemnym cieniem. Zawsze staram się, by wyglądał jak najpiękniej, jednak najważniejsze, by był wygodny. 
ogród na balkonie

Właśnie zdałam sobie sprawę, że w zeszłym roku zapomniałam go pokazać, koniecznie muszę to więc nadrobić;)

BALKON - CO MOŻESZ UPRAWIAĆ NA MAŁEJ PRZESTRZENI?
zioła na balkonie

W tym roku postanowiliśmy skupić się przede wszystkim na stworzeniu miejskiego ogrodu w miniaturze, stąd balkon to nie tylko podręczne herbarium (kilka odmian bazylii, mięty, oregano, tymianku i rozmarynu, lubczyk, cząber, karbowaną pietruszkę, lawendę i melisę), ale i mini warzywniak - mamy pomidory zwykłe i koktajlowe, ogórki, cukinię, dynię, arbuza, papryczki chili, sałatę, fasolkę szparagową i białego Jasia... Są też poziomki, truskawki, czarny pieprz, tamarillo, cytryniec chiński i nieśplik. 
chili w doniczce

fasola na balkonie

Ponieważ nie mam zbyt dużej potrzeby posiadania roślin kwitnących, w tym roku zadowoliłam się jedną begonią dragon, kilkoma koleusami, dużym pnącym jaśminem, clematisem i dwoma komarzycami. Jest też miniaturowa róża z listopadowych imienin Marcina - przeżyła przędziorka, wciornastka i mszycę, ale wciąż walczy ;) 
koleusy na balkonie

najpiękniejsze kwiaty na balkon

kwiaty ozdobne z liści

Moim ideałem byłby balkon w kwadracie, ale i nasz udało się nam świetnie przystosować do naszych potrzeb - a wierzcie mi, że przy 682 cm długości i zaledwie 115 cm szerokości, wcale tak łatwo nie było. Ponieważ przede wszystkim zależało nam na funkcji wypoczynkowej - niezwykle ważny był wybór najlepszych mebli balkonowych - TU przeczytacie, czym warto się kierować. Nasze - meble Curver Style - służą nam już trzeci sezon i wciąż wyglądają idealnie.
wybór mebli balkonowych


NISKOBUDŻETOWE DODATKI, DZIĘKI KTÓRYM STWORZYSZ BALKON IDEALNY - WYKORZYSTAJ TO, CO MASZ!

W tym roku postanowiłam nie hamować się z kolorami - na tle zieleni roślin świetnie się prezentują. Upragniony efekt udało się uzyskać niskobudżetowo - wykorzystując te elementy, które już miałam - niewielki tkany dywan, recyklingowe dywaniki z Jysk i Obi, poduszki z Poduszkowca czy moskitierę, która przez niemal rok wisiała nad łóżkiem Kornelii. Skrzynki i donice także służą nam od kilku lat - wciąż są w świetnym stanie. 
romantyczna moskitiera

Z wiekiem mam coraz mniejszą pokusę zakupów - rzadko "nowe" pociąga mnie tak bardzo, jak "stare", któremu mogę nadać zupełnie nową funkcję czy odmienić, tworząc kolejny niebanalny projekt DIY. Satysfakcja z dobrze wykonanej pracy jest ogromna, a efekt - często przewyższający wszystko, co można dostać w sklepie - jak chociażby oryginalny, multikolorowy lampion.
lampion zrób to sam


NIE KUPUJ - ZRÓB TO SAM!

Nowości są dwie - drewniany trzypoziomowy kwietnik na zioła i upcyklingowy puf ze starej opony - zrobiony własnoręcznie, do czego i Was zachęcam (TU instrukcja). Podobne kwietniki znajdziecie w marketach budowlanych (Castorama, Obi, Leroy Merlin) czy w "zwykłych", na dziale produktów sezonowych (Kaufland, Lidl) - rzecz jasna, nie zawsze, musicie śledzić gazetki i polować ;) 
jak zrobić puf z opony

zioła na balkonie

Oczywiście jest też moja ulubiona opcja - zrobić samodzielnie ;) Jak? Na przykład w formie mobilnego ogrodu wertykalnego :)
urządzanie balkonu

Część doniczek (lub wszystkie;) możecie zastąpić wiszącymi kwietnikami - to idealne pole do popisu, wykorzystać możecie niemal wszystko! Jeden z moich ostatnich pomysłów to owalny koszyk z uchwytami plus makrama - świetny efekt niewielkim kosztem :)
makramowy kwietnik

A jak wyglądają Wasze balkony?

Są dla Was piękną oazą pośrodku pustyni wielkiego miasta czy może służą co najwyżej do wieszania prania?


Regały jako element pracowni rękodzielnika.

$
0
0

Przez ostatnie tygodnie salon stanowił nasze domowe centrum dowodzenia. Tu Kornelia odbywała swoje zdalne lekcje, Marcin składał modele, a ja starałam się dojść do ładu z dyskiem i poświęcać jak najwięcej czasu szydełkowaniu. Zwijając się często z bólu (kto nigdy nie doświadczył zapalenia korzonków i/lub wypadającego dysku, ten o bólu pojęcia nie ma;) - ani w głowie było mi wspinanie się do pracowni na górze, więc stopniowo coraz więcej materiałów trafiało na dół. Aż doszło do stanu, w którym każde z nas na każdym kroku się o nie potykało...


REGAŁ - IDEALNY SPOSÓB NA UPORZĄDKOWANIE PRZESTRZENI

Ponieważ w pracowni wszystko najczęściej lądowało w koszach - od jakiegoś czasu snułam myśli o regale, który pozwoliłby mi nieco uporządkować cały ten mniej lub bardziej artystyczny chaos. Szybko w oko wpadły mi meble LUSSO znalezione na Edinos.pl


JAK WYBRAĆ REGAŁ DO PRACOWNI (i nie tylko)?

Przede wszystkim - szukałam czegoś prostego, o designie na tyle uniwersalnym, że odpowiednim do łączenia z różnymi stylami. Zależało mi na stabilnej konstrukcji, jednak na tyle lekkiej, bym bez problemu mogła go sama przestawiać lub - w najgorszym wypadku - przesuwać na nóżkach podklejonych filcowymi podkładkami (polecam to rozwiązanie, dzięki temu niestraszna mi nawet stukilogramowa komoda z palisandru;).

Mój kolejny wymóg funkcjonalność, a więc rozstaw półek pozwalający na umieszczenie na nich nawet stosunkowo wysokich przedmiotów - tu, przyznaję, przyszły mi na myśl doniczki z roślinami (o tym za chwilę).

Nie chciałam, by półki były zbyt głębokie - wówczas najczęściej coś mi się z tyłu ukrywa, sięganie po to - kończy się zrzucaniem przedmiotów ustawionych z przodu, odzywa się też moja skłonność do przeładowania i wszystko błyskawicznie zaczyna wyglądać ciężko i nieestetycznie.

Ideałem okazał się dla mnie loftowy regał Lusso z czterema półkami o różnych szerokościach. Pierwotnie poprosiłam Marcina o wstawienie go do kuchni - akurat do czasu, kiedy większość ziół będę mogła przenieść na balkon. Po cichu liczyłam, że wtedy też wrócę do poprzedniej mobilności i razem z regałem rozgościmy się w pracowni ;)

Utrudniony dostęp do neurologa mocno przedłużył kontuzję, regał szybko trafił więc do salonu, gdzie błyskawicznie zapełnił się sznurkami. Idealnie wpasował się pod skos, kanapa okazała się wspaniałym miejscem do pracy, zatem chwilowo ani myślę się stąd ruszać (choć ruszam się już całkiem nieźle;)



W kolekcji Lusso znalazłam też ciekawy stojak i muszę przyznać, że to właśnie on jest moim faworytem, ulubieńcem i meblowym odkryciem na miarę Ameryki :) 

Często zdarza mi się wyplatać makramy, przeważnie kwietniki, ale nie tylko. By praca przebiegała bezproblemowo, konieczne jest zawieszenie całości. Rozważałam co prawda najzwyklejszy składany wieszak na ubrania, ale większość z nich jest szeroka i estetyką nie grzeszy. A tu nie dość, że całość jest wizualnie lekka, to mam do dyspozycji dwie dodatkowe półki.


Nie bez znaczenia jest też dla mnie możliwość wykorzystania stojaka w roli niebanalnego kwietnika, ale w tej aranżacji zobaczycie go innym razem - kiedy już na dobre okiełznam mojego cissusa discolor ;)


Dla mnie - zarówno regał, jak i stojak okazały się wprost idealne, a wielu z Was zachwycało się nimi na Instagramie. Dlatego mam dla Was niespodziankę - 20 pierwszych osób, które złożą na Edinos.pl zamówienie i wykorzystają kod edinos50 - otrzyma rabat w wysokości 50 zł :)


***************
Jestem ciekawa, czy macie u siebie podobne regały?

A może inne - wydawałoby się, że niepozorne meble, ale tak praktyczne, że ciężko byłoby Wam bez nich?

Koniecznie się nimi pochwalcie!

Malowanie natryskowe mebli - klasyczna bieliźniarka z rattanowym frontem.

$
0
0
Dziś chcielibyśmy pokazać Wam wyjątkowy mebel, który czekał na nasz czas i zainteresowanie niemal cztery lata i któremu przyjdzie jeszcze troszkę poczekać na swoją docelową lokalizację - do dnia, w którym Kornelia przeniesie się na górne piętro, a my odzyskamy gabinet ;)


BIELIŹNIARKA - KLASYCZNY MEBEL W NIETYPOWEJ ODSŁONIE.

Mowa o starej bieliźniarce - podczas swoich starociowych pielgrzymek często trafiałam na tego typu meble, ale w formie - rzekłabym - klasycznej. Najczęściej były to wysokie dwudrzwiowe szafki, zwykle z szufladą - przeważnie u góry, choć niekoniecznie. I choć podobały mi się - żadna nie urzekła mnie na tyle, żebym chciała mieć ją u siebie - dopóki nie trafiłam na NIĄ...
Tak, wiem, że odbiłam się w szybce, wybaczcie ;)

Dość prosta, sosnowa, z jednymi przeszklonymi drzwiami - nie była typową bieliźniarką. Jednak miała to "coś" - sześć bocznych szufladek, dla których każdego dnia wynajduję dziesiątki rozmaitych zastosowań.

Nabrawszy mocy urzędowej - w końcu trafiła na warsztat. Pierwotnie miała być butelkowozielona, jednak ostatnio oboje przeżywamy fascynację czernią i także tu nie chcieliśmy z niej rezygnować. Pojawił się więc kolejny pomysł - połączenie zieleni i czerni. I to już wydawało się lepszym pomysłem, jednak wtedy przyszedł mi do głowy kolejny - struktura powstała z wykorzystaniem dwóch gradacji soli morskiej i dwóch kolorów farby. Próby wypadły pomyślnie, w międzyczasie butelkowa zieleń zmieniła się w turkus (i to taki, że ACH! i OCH!), a w nasze ręce trafił pistolet malarski WAGNER W590 i odkryliśmy zupełnie inny wymiar malowania mebli, czym dziś zamierzamy się z Wami podzielić.



MALOWANIE MEBLI - PROFANACJA CZY DRUGIE ŻYCIE?

Choć znam podstawy profesjonalnej renowacji mebli, nawet tak wymagającej jak politurowanie, przede wszystkim jestem fanką ich stylizacji - głownie wynika to z faktu, że większość mebli trafia do mnie za grosze lub przysłowiową czekoladę, nie są to więc cenne antyki czy klasyki designu, nie mam więc oporów przed eksperymentowaniem. 

Drewniane meble to wspaniała baza do malowania, te starsze przeważnie cechuje solidne wykonanie, często też piękna forma - nie uważam, by ich pomalowanie "odbierało im duszę" czy stanowiło ich dewastację, a wręcz przeciwnie - często to meble, które ktoś po prostu wyrzucił i które niechybnie trafiłyby do utylizacji - jeśli odrobiną farby i nowymi gałkami jesteśmy w stanie je ocalić, to nikt nie ma prawa nas krytykować ;) Nie zapominajmy też, że w ten sposób nie musimy dokonywać kolejnych zakupów i niepotrzebnie nakręcać spirali konsumpcjonizmu - a tu już bliska droga do idei zero waste i bycia eko :)


STYLIZACJA BIELIŹNIARKI - KROK PO KROKU.

Bieliźniarka jest kolejnym projektem naszego małżeńskiego teamu, w którym mój był pomysł (ewoluował po drodze, ale o tym za chwilę), a Marcin podjął się wykonania.

Ponieważ w planach była struktura i chęć nie ukrycia, a podkreślenia wieku mebla - postanowiliśmy nie uzupełniać ubytków. 

 1. POSZUKAJ ŚLADÓW SZKODNIKÓW DREWNA.

Jak w każdym przypadku, i tu pierwszym krokiem było poszukiwanie śladów po szkodnikach drewna, dla których mamy pieszczotliwe miano drewnojadów. Na szczęście tym razem trafiliśmy na mebel, na którym jedyne ślady zęba czasu to kilka rys i obtłuczeń. W przeciwnym wypadku niezbędne byłoby zastosowanie specjalistycznego preparatu, np. Hylotox Q czy Xirein.


2. OCZYSZCZENIE MEBLA.

To bardzo szerokie pojęcie i wszystko tak naprawdę zależy od stanu, w jakim znajduje się nasz mebel - my zaczynamy zawsze od miski z ciepłą wodą i płynem do naczyń oraz zwykłego kuchennego zmywaka - w ten sposób pozbywamy się brudu i kurzu. Mebel czyścimy wilgotną - dobrze odciśniętą! - gąbką, często konieczna jest kilkukrotna zmiana wody. Jeśli zauważymy nieprzyjemny zapach stęchlizny czy nikotyny - następny krok to umycie całości nasyconym roztworem sody oczyszczonej. Później - pozwalamy, by nasz mebel wysechł zarówno na zewnątrz, jak i w środku - najlepiej w ciepłym, przewiewnym miejscu, ale nie na słońcu czy w pobliżu kaloryfera (nie chcemy przecież, by drewno pękało, prawda?). Jeśli nie zamierzamy uzupełniać ubytków i nie musimy pozbywać się starych powłok malarskich czy lakierniczych - mamy odtłuszczony mebel, gotowy do dalszej stylizacji.



3. UZUPEŁNIENIE UBYTKÓW I SZLIFOWANIE.

To krok, który postanowiliśmy tym razem pominąć. Jeśli zależy Wam na jak najdokładniejszym przywróceniu mebla do stanu pierwotnego - konieczne jest staranne uzupełnienie wszystkich ubytków, np. szpachlą z pyłem drzewnym. Gdy wyschnie i się utwardzi - całość szlifujemy (w ten sposób pozbywamy się też starej farby czy lakieru), odpylamy i odtłuszczamy.


4. MALOWANIE NATRYSKOWE.

Jak już wspomniałam, przy bieliźniarce chcieliśmy wykorzystać metodę malowania natryskowego z wykorzystaniem pistoletu Wagner W590 - Marcin podziela moją niechęć do malowania pędzlem, co do wałka oboje jesteśmy już mniej sceptyczni, ale przy tej metodzie często zniechęca końcowy efekt "baranka", zwłaszcza widoczny przy używaniu emalii.


Zdecydowaliśmy się na wykorzystanie emalii akrylowej Bondex w kolorze Czarny Kot - zależało nam przede wszystkim na głębokim odcieniu i matowym wykończeniu. 


PISTOLET MALARSKI WAGNER W590

Cały zestaw zapakowany jest w zgrabną walizkę, dzięki czemu - nieużywany - jest łatwy do przechowywania i nie zajmuje dużo miejsca. Sam sprzęt - mimo na pozór sporego rozmiaru - jest bardzo lekki, uchwyt świetnie leży w dłoni i łatwo go prowadzić zarówno przy malowaniu góra-dół, jak i na boki.

W skład zestawu wchodzą dwie głowice - mniejsza do malowania drewna i metalu (a więc często będą to emalie) i większa do malowania ścian i sufitów (o sporej pojemności - 1300 ml, zatem nie ma potrzeby częstego ponownego jej napełniania).

Dodatkowe akcesoria to miarka do rozcieńczania farby ze szpikulcem do czyszczenia głowic z resztek farby, lejek do wlewania farby, zapasowa dysza do malowania ścian oraz dodatkowe filtry do pistoletu i uszczelki do głowic. Tym, co nas pozytywnie zaskoczyło był też plakat do testów - szczególnie przydatny przy pierwszym uruchomieniu pistoletu.

Pistolet Wagner W590 jest uniwersalnym urządzeniem do różnych zastosowań i już po kilku użyciach wiem, że niezbędnym dla każdego fana majsterkowania i DIY. 

Dotąd przeprowadzaliśmy próby na drewnie, MDFie, płycie obornickiej, rattanie i zwykłej ścianie pomalowanej farbą lateksową - na każdej powierzchni (stopniowo będziemy się z Wami dzielić efektami) i z wykorzystaniem różnych rodzajów farb (emalia akrylowa, farba lateksowa, farba antykorozyjna) - efekt każdorazowo w 100% spełnił nasze oczekiwania.


ZALETY MALOWANIA NATRYSKOWEGO.

SZYBKOŚĆ - wykorzystanie pistoletu malarskiego kilkukrotnie skraca czas malowania, na co składa się kilka czynników. Przede wszystkim - o wiele szybciej pokrywamy farbą duże powierzchnie, krycie jest też dokładniejsze, niż w przypadku wykorzystania pędzli czy wałków, a to oznacza brak konieczności poprawek. Ciekawostka - w 5 minut jesteśmy w stanie bez najmniejszego problemu pomalować obszar o powierzchni nawet 15m2!

DOKŁADNOŚĆ - strumień farby rozpylanej przez pistolet dociera nawet w trudno dostępne miejsca, często nieosiągalne dla wałka czy pędzla. O ile w przypadku ścian może to nie wydawać się szczególnie istotne, to przy meblach nabiera ogromnego znaczenia, a w odniesieniu do rattanu czy wikliny jest wprost nieocenione.

WSZECHSTRONNOŚĆ - pistolet poradzi sobie z każdym rodzajem powierzchni - niestraszne mu drewno, metal, ściany, sufity, elewacje, architektura ogrodowa, płoty, żaluzje - wymieniać można bez końca. Różnorodne powierzchnie wymagają różnego typu środków kryjących i ochronnych - pistolet Wagner nadaje się do malowania nie tylko różnymi typami farb, ale również lakierami czy lakierobejcami. 

WYDAJNOŚĆ - malowanie natryskowe sprawia, że zużywamy o wiele mniej farby, głównie dlatego, że już przy pierwszej warstwie - na różnych powierzchniach, także strukturach - uzyskujemy świetne krycie, a druga to w zasadzie nieliczne, kosmetyczne poprawki.

ŁATWOŚĆ OBSŁUGI I CZYSZCZENIA - czytelna instrukcja sprawia, że z obsługą poradzi sobie nawet laik, natomiast montaż głowic opiera się na prostym systemie click & paint, dzięki czemu pistolet jest od razu gotowy do pracy. Na głowicach do malowania można regulować zarówno ciśnienie, jak i ilość podawanej farby, dzięki czemu nie jest konieczne rozrabianie nawet relatywnie gęstej farby (u nas taka konieczność nie zaistniała). 
Tym, czego obawialiśmy się najbardziej, było czyszczenie sprzętu po użyciu - obawy okazały się płonne, w większości przypadków wystarczyło użycie samej wody i kilkukrotne przepłukanie wszystkich elementów.


ZABEZPIECZENIE OSOBISTE ORAZ POWIERZCHNI PRZY MALOWANIU NATRYSKOWYM.

Przy malowaniu krzesła rattanowego (KLIK) pokazaliśmy, jak najlepiej zabezpieczyć powierzchnię podczas malowania w domu. Równie ważne jest korzystanie z gogli i maski ochronnej - to absolutnie konieczne i - niestety - jest stałą kością niezgody między mną a Marcinem, który konsekwentnie odmawia ich stosowania. Znam go i wiem, że istotnie bardzo źle się w nich czuje i znacząco wpływają na komfort jego pracy, jednak tu z całą stanowczością nalegam, byście nie brali z niego przykładu ;)
Malując bieliźniarkę, postanowiliśmy skorzystać z pięknej pogody i przenieśliśmy się z nią na zewnątrz - na instastories (KLIK) możecie obejrzeć szczegółową dokumentację filmową całego procesu :)

Tym, co dla nas ważne, jest pomalowanie nawet tego, czego na pierwszy rzut oka nie widać - tylko dzięki temu mebel można uznać za w pełni wykończony :)



BIELIŹNIARKA - WERSJA BLACK &WHITE.

Teraz czas na niespodziankę - pomalowaną na czarno bieliźniarkę zgodnie uznaliśmy za nasz ideał, któremu drobne ubytki i niedoskonałości tylko dodają uroku, postanowiliśmy więc w inny niż pierwotnie planowany sposób nadać jej ostatecznych szlifów. Idealne okazały się porcelanowe gałki w kształcie róż w kolorze złamanej bieli oraz zastąpienie dotychczasowej szyby naturalną, rattanową siatką.

Właśnie ona sprawiła, że z jednej strony realizacja projektu rozciągnęła się w czasie (pierwszy sprzedawca wysłał nam... siatkę podtynkową, drugi - przestał się odzywać po złożeniu zamówienia i nie odpowiadał na żadne próby kontaktu, trzeci - dysponował właściwą siatką, okazał się względnie komunikatywny, ale korzysta wyłącznie z usług poczty, zatem zamówioną w poniedziałek, a wysłaną  - cóż z tego, że priorytetem - we wtorek siatkę, odebraliśmy dopiero w piątek wieczorem i to tylko dzięki temu, że kurier jest naszym klientem - inaczej musielibyśmy czekać do poniedziałku;), ale z drugiej - powstała szafka idealna, prosta, a jednocześnie elegancka, my zaś przekonaliśmy się, że klasyczne black & white to też kolory, które warto brać pod uwagę, nawet w domu tak kolorowym jak nasz :)


SIATKA RATTANOWA JAKO WYPEŁNIENIE FRONTU SZAFKI.

CZYM JEST RATTAN?

Siatka - czy też: plecionka rattanowa powstaje z wykorzystaniem surowca pozyskiwanego z rosnących w tropikalnych lasach południowo-wschodniej Azji palm rotang. Rozróżniamy dwa podstawowe typy plecionek - siatki rattanowe z licem, czyli z kory rattanu i bez lica - ze środka rattanu (peddig). Plecionki rattanowe bez lica bardzo łatwo barwić na różne kolory w przeciwieństwie do siatek z kory, czyli zewnętrznej części prętów rattanowych. 

Plecionki tego typu jako materiał wykorzystywany przy produkcji mebli zdobyły swoją popularność w połowie XIX wieku, kiedy to zostały wykorzystane do wykonania słynnego "krzesła bistro" czyli krzesła nr 14 Michaela Thoneta (po raz pierwszy w 1859 roku). Ponieważ wysoka sprężystość i elastyczność rattanu pozwala na tworzenie dowolnych kształtów, a wykonane z jego użyciem meble są lekkie i odporne na warunki atmosferyczne, popularność tego materiału systematycznie rosła, wykorzystywano go nie tylko do produkcji foteli, kanap czy narożników, ale także mebli ogrodowych.

Kiedy myślę o plecionce rattanowej, w głowie od razu pojawiają mi się dziesiątki projektów - wiele z nich w tak bliskich nam stylach - boho, kolonialnym czy urban jungle. Pierwszy krok za nami - nasza bieliźniarka dostała rattanowy front.


JAK MONTOWAĆ SIATKĘ RATTANOWĄ?

Zamawiając siatkę rattanową, spodziewajcie się, że otrzymacie ją zwiniętą w rulon - to dla niej najbezpieczniejszy sposób transportu. Rozwinięta - nie zawsze ma od razu idealnie równą powierzchnię, czym absolutnie nie musicie się niepokoić.
Rattan co do zasady jest giętki i elastyczny, jednak najlepszym sposobem montażu jest metoda na mokro - siatkę rattanową moczymy przez dwie do czterech godzin w zimnej wodzie - bardzo szybko nabiera wówczas jeszcze większej elastyczności (daje się zginać niczym grubsza tkanina). 

Kiedy uznamy, że jest już wystarczająco giętka - odsączamy ją z nadmiaru wody na równej powierzchni (np. położonym na podłodze ręczniku), po czym montujemy - my wykorzystaliśmy w tym celu zszywacz Ryobi, co znacznie ułatwiło pracę.

Ponieważ to była nasza pierwsza przygoda z rattanem, nie czuliśmy się tak do końca pewnie, dlatego - by wszystko idealnie się trzymało, zdecydowaliśmy się na dwa rzędy zszywek.

Nadmiar rattanu najlepiej odciąć już po przymocowaniu go do frontu szafki i sprawdzeniu, czy wszystko jest dobrze zamontowane.

Czy nasza bieliźniarka pozostanie w takiej formie?

Na jakiś czas na pewno tak - zestawienie czerni i bieli stanowi doskonałe tło dla wszystkich naszych roślin i żywych, nasyconych kolorów.

Z drugiej jednak strony - wciąż chodzą mi po głowie eksperymenty z solą morską i strukturą, więc... zobaczymy;)

Pewna jestem jednego - odkrycie możliwości, jakie daje malowanie natryskowe sprawia, że w planach mamy już wiele nowych projektów - nasze poddasze pełne jest oryginalnych mebli, które aż krzyczą "Zajmijcie się nami!!!"

Malowanie rattanu i wikliny - jak pomalować meble rattanowe?

$
0
0
Meble rattanowe zachwycają lekkością, a często także finezyjnymi kształtami, urzekają naturalnością i świetnie pasują do wnętrz w różnorodnych stylach. Powstają z rattanu - surowca pozyskiwanego z palm rotang, którego największym eksporterem jest obecnie Indonezja. Stare rattanowe krzesło niedawno zagościło w naszym salonie - sami zobaczcie, jak się w nim odnalazło ;)

Rattan to bardzo charakterystyczny rodzaj drewna - lekki, a jednocześnie elastyczny i trwały, odporny na działanie wody, a więc odpowiedni także do produkcji mebli ogrodowych i tarasowych. Łatwo go barwić - zarówno malując, jak i stosując bejce. Ostatnio pokazywałam Wam, jakie możliwości w stylizacji mebli daje wykorzystanie plecionki rattanowej (KLIK), dziś wrócimy do związanego z nią tematu malowania natryskowego, ale o tym za chwilę.

Meble rattanowe powstają poprzez gięcie - na gorąco z użyciem pary - kija rattanowego. Jego wysoka elastyczność sprawia, że możliwe jest wyginanie go w najróżniejsze kształty. Powierzchnia mebli rattanowych jest ręcznie polerowana, dzięki czemu stają się przyjemnie satynowe i gładkie w dotyku. Dość często są także lakierowane - to - przynajmniej dla mnie - nie zawsze jest plusem, ponieważ usuwanie później starych powłok nie należy do łatwych i jest bardzo czasochłonne. 

Kilka lat temu udało mi się kupić dwa używane krzesła rattanowe - był rok 2012, właśnie kupiliśmy mieszkanie i po raz pierwszy miałam urządzać własny balkon. Za 50 zł stałam się szczęśliwą posiadaczką zestawu ze stolikiem. Służyły nam dwa sezony, po czym zastąpiłam je wielkimi dębowymi fotelami. Później jedno przemalowałam farbami kredowymi, drugie w niezmienionym kształcie często było dodatkowym krzesłem dla gości podczas rodzinnych przyjęć. W końcu oba wylądowały w pracowni - czekały na pomysł i szansę na nowe życie.

Właściwie sam pomysł siedział mi w głowie od dawna - mocny, energetyczny kolor, jednak trwalszy od farb kredowych, stąd decyzja o użyciu emalii. Problemem było malowanie - ktokolwiek z Was przymierzał się do malowania wikliny bądź rattanu, ten wie, jak żmudna i czasochłonna jest to praca i jak ciężko uniknąć nieestetycznych zacieków z farby. Przyznam, że to perspektywa, która skutecznie mnie zniechęcała i to przez długi czas. Zmiana nastąpiła dzięki pistoletowi malarskiemu Wagner W590 i poznaniu wszystkich zalet malowania natryskowego.


MALOWANIE RATTANU I WIKLINY - OD CZEGO ZACZĄĆ?

Rattanowe bądź wiklinowe meble, kosze, osłonki na doniczki czy parawany - wszystko to przedmioty, które - choć pięknie wyglądają w naturalnym stanie - z wiekiem mogą się opatrzyć lub stracić na urodzie (zszarzeć, a jeśli były lakierowane - zżółknąć). Oczywistym więc wydaje się odświeżenie ich poprzez pomalowanie na kolor spójny z wnętrzem, w którym się znajdują lub wręcz przeciwnie - kontrastowy i mocno się wyróżniający.

Samo malowanie musi być poprzedzone dokładnym oczyszczeniem rattanu bądź wikliny - warto tu postawić na naturalne detergenty (ciepłą woda z kwaskiem cytrynowym i sodą oczyszczoną) lub delikatny płyn do naczyń, a do czyszczenia używać miękkiej (np. flanelowej) szmatki. Taki wstępny zabieg pozwala na ocenę stanu przedmiotu, którym się zajmujemy - pod warstwą kurzu czy brudu może się bowiem kryć np. łuszczący się lakier (częste zwłaszcza w przypadku mebli zewnętrznych). 


USUWANIE STAREGO LAKIERU Z MEBLI RATTANOWYCH.

Jeśli liczycie, że będzie łatwo, szybko i przyjemnie - muszę Was rozczarować. Czym więcej łączeń, łuków i giętych elementów - tym trudniejsze zadanie przed nami. Jeśli dodatkowo obawiamy się, że mebel mógł być nadmiernie przesuszony (a przez to rattan bardziej kruchy) - odradzałabym użycie wszelkich sprzętów i sugerowała ręczne szlifowanie z użyciem waty stalowej. 
Wata stalowa to materiał wykonany z cieniutkich metalowych nitek - czym cieńsze, tym delikatniejszy materiał. Różne gradacje służą do różnych prac i tak:

- gradacje nr 3-5 to najostrzejsze i najtwardsze odmiany waty, które służą do szlifowania /czyszczenia zgrubnego - w przypadku rattanu czy wikliny raczej nie będziemy ich stosować, przydadzą się ewentualnie przy większych zadrach.

- gradacje 1 i 2  - stosuje się je do oczyszczania drewna i rattanu ze starych powłok lakierniczych, usuniemy nimi także twarde pozostałości wosków.

- gradacje 00 i 0 - wykorzystuje się do oczyszczenia powierzchni rattanu z wszelkich niedoskonałości, zgrubień, resztek lakieru.

- gradacje 0000 i 000 - służą do satynowania, a więc nadania powierzchni idealnej gładkości.

My na celownik wzięliśmy wspomniane wyżej krzesło - rattan był tu lakierowany, w kilku miejscach pojawiły się odpryski, w innych - żadnym sposobem nie dawał się zeszlifować, usunęliśmy więc, co tylko się dało i wygładziliśmy powierzchnię.


ODTŁUSZCZENIE POWIERZCHNI.

Polega na przetarciu przygotowywanego do malowania przedmiotu rozpuszczalnikiem uniwersalnym lub przynajmniej ciepłą wodą z płynem do naczyń - najlepiej z użyciem miękkiej i niepozostawiającej kłaczków szmatki. Później mebel musi wyschnąć - najlepiej w suchym, ciepłym, przewiewnym i zacienionym miejscu. Ten etap jest bardzo ważny, dlatego dokładność jest kluczem - farba najlepiej trzyma się na porządnie odtłuszczonej powierzchni.


WYBÓR FARBY.

Każdorazowo powinien być dostosowany przede wszystkim do przeznaczenia malowanego mebla - inny jest bowiem poziom eksploatacji wysoko wiszącej półki na rzadko czytane książki, a zupełnie inny - używanego na co dzień krzesła czy stołu. Według mnie, w tym ostatnim przypadku najlepiej sprawdzą się emalie akrylowe - oprócz wysokiej trwałości i odporności na ścieranie, często nadają się zarówno do wnętrz, jak i zewnętrznych zastosowań.

Tym razem zdecydowaliśmy się na emalię Bondex Smart Paint w kolorze Pawie Pióro - to nasycony, ciemny turkus, w którym zakochałam się od pierwszego wejrzenia. Wydobyła z naszego krzesła to, co najlepsze, cudownie podkreślając wszystkie łuki i detale. duży plus to niemal błyskawiczne schnięcie, które po krótkim czasie umożliwia położenie drugiej warstwy.
NAJLEPSZA METODA MALOWANIA RATTANU.

Mam za sobą zarówno żmudne malowanie pędzelkiem jak i próby bardziej kreatywnego podejścia w postaci malowania rattanu gąbką - choć efekty nie były złe, do końcowych - mam sporo zastrzeżeń. Pistolet malarski Wagner okazał się narzędziem wprost stworzonym do trudnych powierzchni - już pierwsza warstwa dała niemal idealne krycie, a co najważniejsze - bez najmniejszych nawet zacieków. To pozwala mi mniemać, że sprawdzi się też przy malowaniu drewnianych żaluzji, ale to już pomysł na inny projekt ;)


ZABEZPIECZENIE MIEJSCA PRACY (I SIEBIE;)

To co, o czym absolutnie nie można zapomnieć, zwłaszcza, gdy decydujemy się na malowanie natryskowe w domu. Co prawda w przypadku pistoletu Wagner ryzyko przypadkowego zabrudzenia ścian czy innych powierzchni jest niewielkie, ale drobinki farby są tak małe, że potrafią osiadać na... kurzu i wraz z nim krążyć po całym mieszkaniu.

Swoje miejsce pracy wydzieliliśmy za pomocą folii malarskiej przyklejonej  do sufitu taśmą Tesa - powstało coś w rodzaju namiotu ;) Oczywiście - to będę powtarzać do znudzenia - bezwzględnie powinniśmy pracować w masce i goglach ochronnych - Marcin niestety z uporem maniaka odmawia, ale nie bierzcie z niego przykładu.


MALOWANIE NATRYSKOWE RATTANU.

Jest błyskawiczne;) Serio, pomalowanie całego krzesła zajęło niecałe 10 minut. Na moim instastories znajdziecie filmy pokazujące wszystkie etapy prac.krok po kroku.

Przygotowanie farby ograniczyło się do jej dokładnego wymieszania, już pierwsza warstwa pokryła rattan niemal idealnie, druga - stanowiła czystą kosmetykę. Czyszczenie pistoletu po zakończonej pracy także nie należy do trudnych - wystarczy wszystkie elementy dokładnie umyć pod bieżącą wodą.


Efekt końcowy?
Obawiałam się, że krzesło przez kolor może zatracić swoje piękne linie - na szczęście turkus zdołał je cudownie podkreślić. Emalia Bondex jest matowa, a to dodaje całości elegancji i pewnej szlachetności.

Krzesło świetnie wpasowało się w przestrzeń naszego salonu, a choć kanapa czy fotel są zdecydowanie wygodniejsze - niemal każdy, kto do nas przychodzi, od razu na nim siada ;)

Podoba się Wam czy coś byście zmienili?

Kwietnik z makramowymi splotami z koszyka na drobiazgi.

$
0
0
Od niedawna staram się poskramiać swoją naturę chomika. Oj, uwierzcie, to wcale nie jest łatwe. Ale w końcu do mnie dotarło, że w efekcie ulegania pokusom i gromadzenia coraz większej liczby przedmiotów  50m2 naszego mieszkania, czyli cały górny poziom, jest praktycznie wyłączona z użytkowania. Na dole co prawda mamy tych metrów 90, ale jednak to marnotrawstwo, tym bardziej, że coraz częściej marzy mi się stworzenie... domowej oranżerii ;)

Dlatego segreguję, staram się być twarda i pozbywać wszystkiego, co do czego mam podejrzenie graniczące z pewnością, że raczej mi już potrzebne nie będzie. Wciąż też na nowo odkrywam, co zdołałam tam zgromadzić i tak właśnie wpadły mi w ręce owalne koszyczki Curver. A że akurat miałam nadwyżkę ziół i nie bardzo wiedziałam, gdzie je postawić - postanowiłam zrobić dla nich wiszący kwietnik :)

Kilka lat temu pokazywałam Wam, jak zacząć przygodę z makramą i stworzyć swój pierwszy makramowy kwietnik, od czasu do czasu pokazuję też nowe sploty na instagramie. Dziś pokażę Wam, jak łatwo zmienić zwykły koszyczek w przyciągający wzrok kwietnik - nie tylko na balkon.


CZEGO POTRZEBUJEMY?

KOSZYK Z DWOMA UCHWYTAMI - mój jest z tworzywa, ale może być też np. wiklinowy (jeśli nie odpowiada Wam kolor lub chcecie go odświeżyć, koniecznie zajrzyjcie do mojego poradnika JAK POMALOWAĆ RATTAN I WIKLINĘ.)

SZNUREK BAWEŁNIANY SKRĘCANY - u mnie w kolorze złamanej bieli o grubości 5 mm

OSTRE NOŻYCZKI

DREWNIANE KÓŁKO (takie, na jakich kiedyś wieszało się firany/zasłony, koszt około 1,5 zł/szt.

Odcinamy 4 kawałki sznurka o długości około 5 metrów każdy, dwa odkładamy na bok.
Każdy z pozostałych dwóch składamy, ale nie na pół, tylko tak, by jedna część miała około 1,5 m, a druga 3,5 m.

Miejsce złożenia sznurków przekładamy przez drewniane kółko...

...tworzy się coś w rodzaju pętelki...

...przez którą od spodu przeplatamy luźne końce sznurków.

Po odwróceniu kółka na drugą stronę, powinno to wyglądać tak:

Układamy nasze kółko przed sobą, ze sznurkami skierowanymi w dół. Krótsze końce układamy wewnątrz, dłuższe - na zewnątrz:

Przeplatamy sznurki w sposób pokazany poniżej:

Aż do uzyskania pożądanej długości:

Zaplatanie sznurków cały czas w ten sam sposób sprawia, że uzyskujemy równy, spiralny splot - idealny do zastosowania przy kwietnikach, półkach czy huśtawkach. To jest jedno ramię naszego kwietnika, analogicznie zaplatamy drugie z dwóch odłożonych wcześniej kawałków sznurka.

Teraz mocujemy ramiona do uchwytów naszego koszyka - ciężko tu o jedną uniwersalną metodę, ponieważ uchwyty i poczucie estetyki mamy różne. Zdecydowałam się na najprostsze węzły...

...po czym luźne końce zaplotłam w warkocz z czterech pasm:

Analogicznie postąpiłam z drugim uchwytem, po czym oba warkocze połączyłam dokładnie tak, jak przy tworzeniu dekoracyjnych chwostów:
Na koniec wszystkie sznurki równo przycięłam, rozczesałam gęstym grzebieniem i jeszcze raz docięłam wystające nitki.

Kosztowało mnie to niecałą godzinkę pracy, a efekt okazał się świetny :)

Tworzycie własne kwietniki czy raczej jesteście fanami gotowych rozwiązań?





Energylandia - rozrywka w czasach zarazy.

$
0
0
Wraz z odwołaniem lockdownu stanęliśmy przed dylematem - nadal izolować się od wszystkiego i wszystkich czy może starać się żyć w jak największym stopniu jak w czasach sprzed pandemii. Nie była to łatwa decyzja, przegadaliśmy wiele godz

Rama lustra ze starego rattanowego abażuru.

$
0
0

Mam słabość do wystawek...

Uff, wyrzuciłam to z siebie ;)

A tak poważnie - nie uważam, by czym hańbiącym było zabranie czegoś, co ktoś inny wyrzucił. W czasach, w których "nadmiar" ma niewyobrażalną wręcz skalę i tylko krok dzieli nas od utonięcia w śmieciach - za szczególnie cenną uważam postawę rezygnacji z kupna nowych rzeczy i tym samym nakręcania popytu na nie, na rzecz ponownego wykorzystania pozornie niepotrzebny już przedmiotów i podarowanie im drugiego życia.

Kiedy pierwszy raz zobaczyłam zniszczony rattanowy abażur, pomyślałam jedynie "szkoda, że już do niczego się nie nadaje". Dlaczego tak? Bo widziałam w nim tylko to, czym był - klosz lampy, zbyt zniszczony, by wciąż mógł zdobić.


I wiecie co?

Przechodziłam obok niego przez cały tydzień i kusił mnie coraz bardziej - właśnie przez ten rattan, którym jestem absolutnie zafascynowana. W końcu nie wytrzymałam i mając na uwadze zbliżający się dzień wywozu gabarytów - zabrałam.

Wystarczyło spojrzeć na niego z innej perspektywy i w głowie pojawił się plan, jak mogę go przerobić i wykorzystać ;)

Część, która najbardziej mnie interesowała - poza jednym małym wyjątkiem - okazała się być w bardzo dobrym stanie. Całość była jednak niemiłosiernie wręcz brudna, konieczne okazało się więc porządne (i kilkukrotne) mycie.

W przypadku rattanu nie bójcie się go w razie potrzeby zamoczyć - całkiem dobrze to znosi, a czasem to jedyny sposób na porządne oczyszczenie. Mokry rattan staje się elastyczny, łatwo więc wówczas go w razie potrzeby wyprostować/uformować. Poniżej - ciekawostka - ten widoczny brudek to nie pierwsze, a... trzecie mycie (z użyciem rewelacyjnego Froscha sodowego - to nie reklama, to środki są po prostu fantastyczne!).

Kiedy całość wyschła, przyszła pora na trudne decyzje. Co prawda próbowałam kiedyś wyplatania, ale to takie podstawy podstaw i nie sądzę, bym zdołała go naprawić - szkoda, ale tak bywa.

Zaczęłam od obcięcia zdekompletowanych koralików.

Ponieważ są spore i mają ciekawy owalny kształt - postanowiłam je zachować do innego projektu (a jakże ;)

Małymi i ostrymi nożyczkami dokonałam dzieła zniszczenia (tudzież przyszłej kreacji ;), wycinając najbardziej wystającą, uszkodzoną część. W podobnych przypadkach - na początku lepiej wyciąć mniej i później poprawić, niż od razu ciachnąć za dużo ;)

Poniżej dobrze widać, co nadaje się do cięcia w drugim podejściu ;)

Okrągłe lustro, które wykorzystałam, jeszcze niedawno można było kupić w Action (choć przyznaję, że rozeszły się jak ciepłe bułeczki, zapewne z powodu zawrotnej ceny 8,99 zł). Były jeszcze kwadratowe - tu podrzucę Wam inspirację na BOHO LUSTRO Z RAMĄ Z TRZCINY ;)

Już od pierwszej przymiarki wiedziałam, że będzie się wprost idealnie nadawało.

Do połączenia obu elementów wykorzystałam absolutnie niezawodną czarną taśmę  naprawczą Tesa Universal Extra Power. 

Jeżeli oburza Was ten pozór prowizorki - bądźcie spokojni - po pierwsze, lustro na ścianie wisi na swoim oryginalnym uchwycie do zawieszenia. Po drugie - ta taśma jest kosmicznie wręcz solidna. Po trzecie - mam na ten rattan jeszcze jeden pomysł, więc wolałam uniknąć zabrudzenia całości klejem.

A oto i efekt końcowy!
Jak Wam się podoba?












Złote dynie - pinezkowe DIY.

$
0
0
 
Jesień to moja miłość i słabość. Oprócz jej złotej odsłony tym, co lubię w niej najbardziej, są dynie - zarówno na talerzu, jak i w roli dekoracji. To DIY pokazywałam Wam już w zeszłym roku na instagramie, ale post dopiero teraz doczekał się publikacji ;)

Metoda jest prosta, identyczna jak przy  bombce z pinezek - jedyną różnicę stanowi baza - mała dynia baby boo zamiast styropianowej kuli.

Stworzone w ten sposób dynie przypominają mi nieco smoczą łuskę, a to oznacza, że na Wielkanoc powstaną takie jaja:)

Wchodzimy właśnie w ten magiczny czas, kiedy muszę mieć cztery rzeczy zawsze pod ręką - kawę, dynie, ciepłe koce i książki :D

CZEGO POTRZEBUJEMY?

MAŁE DYNIE  - według mnie najlepsze są odmiany baby boo (białe) i Jack be little (pomarańczowe) - oczywiście możecie użyć większych, ale liczcie się wówczas z naprawdę dużym zużyciem pinezek ;)

PINEZKI  - u mnie złote, kupione na promocji w kauflandzie - na jedną dynię potrzebujemy około 250-400 pinezek. Mnie urzekły złote (a najbardziej ich cena;)

ZŁOTY MARKER/FARBA - opcjonalnie, mi posłużył do pomalowania dyniowego ogonka

Zaczynamy prozaicznie, od dokładnego przyjrzenia się naszej dyni i poszukiwania w niej symetrii - te linie to pierwsze rzędy, w które będziemy wbijać pinezki.

Każdą pinezkę wbijamy, mocno dociskając - zaczynamy jak najbliżej ogonka.


Zaczęłam od pięciu rzędów:

Każdą kolejną pinezkę wbijamy tak, by lekko zachodziła na poprzednią - pozwoli to uniknąć nieestetycznych pustych miejsc.


W dyniach łatwo o symetrię, zatem w momencie wykonania pierwszych pięciu rzędów wystarczy kolejne stworzyć pomiędzy nimi:)

A później pozostaje już tylko wypełnienie - ściśle! - wszystkich pustych miejsc pomiędzy nimi.

Taka "wypinezkowana" tylko w połowie - też ma mnóstwo uroku ;)

Poniżej jednak widzicie dyńkę w kompletnym pinezkowym ubranku (wygląda to trochę jak zbroja) - na koniec pomalowałam jej tylko ogonek na złoto:

I gotowe - dekoracja prosta, efektowna i możliwa do wykonania nawet przez dziecko :)

Mnie ten efekt - nieskromnie, a jakże!, po prostu zachwycił - to ciekawy sposób zwłaszcza na wykorzystanie dyń ozdobnych - średnio smacznych - i tych z jakimiś skazami (ale nie obitych).

Taka to dopiero byłoby wyzwanie - i potrzeba użycia kilku tysięcy pinezek ;)

A jakie dekoracje tworzycie jesienią w swoich domach?
Czy może obywacie się bez nich?

I co z dyniami - podziwiacie czy raczej przyrządzacie? W naszej kuchni często się pojawiają - pachnąca czosnkiem i tymiankiem, doprawiona chili zupa dyniowa - to właśnie jest kwintesencja jesiennego smaku :)

Tymczasem zostawiam Was z inspiracją (mam nadzieję;) i pyszną kawą.

P.S. Kawoszom i fanom dyni serdecznie polecam domowe PUMPKIN SPICE LATTE.

Marząc o wiośnie - zaprojektuj swój owocowy sad.

$
0
0
Mieszkam w mieście i dobrze mi tu, jednak wieś i potrzebę bliskości z naturą mam we krwi, tam też ładuję akumulatory - w ciszy, z dala od tłumów czy smogu. Mamy takie swoje magiczne miejsce na wsi, które kiedyś być może stanie się naszym domem i staramy się odwiedzać je jak najczęściej.

Na razie rosną tu posadzone ponad pół wieku temu węgierki oraz znacznie młodsza leszczyna, orzechy włoskie, kilka jabłoni, grusza, maliny i jeżyny - nie zawsze dbano o nie tak, jak tego wymagały, ale od kilku lat ich stan systematycznie się poprawia i liczymy na jeszcze wiele lat owocnych zbiorów :) Na wiosnę miejsce części rzepaku zajmie sad:)

Pandemia uzmysłowiła nam, że życie w mieście, choć szalenie wygodne i komfortowe, niesie też wiele ograniczeń, dlatego - licząc się z coraz częstszymi wypadami na wieś - postanowiliśmy wzbogacić nasz mały sad o nowe rośliny. Pierwotnie myśleliśmy, że uda nam się zrealizować nasze plany w październiku, jednak musieliśmy je nieco zweryfikować i przenieść na wiosnę. Nic jednak nie stoi na przeszkodzie, by wszystko zaplanować już dziś.

Wybierając miejsce do zakupu najlepszych drzewek, nie mieliśmy najmniejszych wątpliwości - wiedzieliśmy, że będzie to Szkółka Konieczko - gospodarstwo szkółkarskie z niemal siedemdziesięcioletnią tradycją i niemal trzema tysiącami odmian drzew i krzewów. Nas w tej chwili interesują wyłącznie drzewka owocowe - tu do wyboru mamy 135 odmian.

Zdradzę Wam mały sekret - drzewka, które wybraliśmy, to wyłącznie stare odmiany. Najbardziej - w ramach lokalnego patriotyzmu - zależy nam na Renecie Landsberskiej, choć chciałabym mieć też własne drzewka Złotej i Szarej oraz Kosztelę i Antonówkę. Z grusz - uwielbiam Konferencję, w pamięci mam też smak śliwek z dzieciństwa i kapiący po brodzie sok z Renklody. Ponieważ uwielbiam smak pigwy - w planach jest ta wielkoowocowa. Oczywiście mam świadomość, że na zbiory przyjdzie mi trochę poczekać, ale już jestem podekscytowaną samą perspektywą sadzenia i obserwowania, jak rosną:)

Poniżej przygotowałam dla Was mały poradnik pt. JAK STWORZYĆ SWÓJ WYMARZONY SAD? - mam nadzieję, że okaże się przydatny, liczę też na Wasze komentarze i podzielenie się własnymi ogrodniczymi dokonaniami:)
(Psst... Nawet tak zwane spady możecie przerobić na coś pięknego - co powiecie na taki wianek z jabłek?)

JAK WYBRAĆ MIEJSCE DO ZAŁOŻENIA SADU?

W trosce o przyszłe zbiory oraz zdrowe i smaczne owoce, miejsce, które wybierzemy na nasz sad, powinno być jasne i słoneczne - nie od dziś wiadomo, że czym więcej słońca, tym słodsze owoce. Dla części drzew - zwłaszcza moreli i brzoskwiń, które są szczególnie wrażliwe na niższe temperatury i przymrozki - najlepiej wybrać miejsca osłonięte ścianą budynku (idealnie, gdy do ściana południowa) lub wysokim żywopłotem. 


Większość drzew owocowych dla dobrego rozwoju potrzebuje lekkich i przepuszczalnych gleb, o dużej zawartości próchnicy - tu niezbędny może okazać się domowy kompostownik, o którym jeszcze Wam opowiem. Ciężkie, gliniaste czy podmokłe - będą hamować wzrost roślin i nie pozwolą im rozwinąć całego potencjału.


KIEDY NAJLEPIEJ SADZIĆ DRZEWKA OWOCOWE?

Mój Dziadek zawsze powtarzał, że najlepszą ku temu porą jest koniec października, kiedy rośliny przechodzą w stan spoczynku i nie muszą skupiać się na wzroście - mogą wówczas zregenerować i rozbudowywać bryłę korzeniową. Drzewka uprawiane w donicach możemy wsadzać właściwie do pierwszych przymrozków, a wiosną - od razu po roztopach, natomiast przy tych sprzedawanych z odkrytą bryłą korzeniową - optymalny będzie przełom marca i kwietnia.

Szkółka Konieczko sprzedaż roślin prowadzi od września do czerwca, jednak wysyłki odbywają się tylko w porach właściwych do sadzenia - w październiku i listopadzie oraz od marca do maja. 

Każde drzewko przed podróżą do nowego domu zostaje odpowiednio zabezpieczone - zarówno przed wysypaniem się ziemi czy wyschnięciem podczas transportu, jak i złamaniem - podróżują podlane, w wysokich pionowych kartonach, wypełnionych woreczkami z powietrzem, co zapobiega przesuwaniu się rośliny wewnątrz.


JAK SADZIĆ DRZEWKA OWOCOWE?

Przede wszystkim - musimy określić, jaką powierzchnię chcemy przeznaczyć pod przydomowy sad. Z drzewek, które kupujemy jako metrowe czy półtorametrowe - szybko wyrosną potężne nieraz drzewa, musimy im więc zapewnić odpowiednią przestrzeń. Każda odmiana ma określoną średnią wysokość - taka też powinna być odległość między sadzonymi drzewkami (czyli: jeśli średnia wysokość dorosłego drzewa to 3-4 metry, powinny być posadzone w odległości 3-4 metrów od siebie; jeśli średnia wysokość to 2 metry - wystarczy odstęp dwumetrowy).

Przygotowując miejsce do wsadzenia drzewek, musimy wykopać sporej wielkości dołki - o głębokości i średnicy od 50 do 100 cm. Czym lepsze podłoże, tym dołek może być mniejszy i analogicznie - czym ziemia słabsza i bardziej jałowa, tym większy powinniśmy wykopać. Drzewka sadzimy w mieszance ziemi ogrodowej i kompostu (w proporcji 1:1), którą ubijamy/udeptujemy wokół drzewka, a całość obficie podlewamy. Niektóre młodsze drzewka warto wspomagać palikami przez pierwsze lata. Zwłaszcza dla roślin sadzonych wiosną, szczególnie ważne jest regularne podlewanie. 


PIELĘGNACJA DRZEWEK OWOCOWYCH.

W przypadku nasadzeń jesiennych - pierwsze cięcie wykonujemy wiosną, przed zawiązaniem pąków kwiatowych, przy drzewkach sadzonych wiosną - od razu po posadzeniu. Wraz z pierwszym cięciem - rozpoczynamy formowanie korony (tu jednak autorytet ze mnie żaden, bo moje drzewa rosną zawsze jak chcą, obcinam tylko najbardziej dziko wyglądające gałęzie ;)


NAWOŻENIE. 

Nie stosujemy sztucznych nawozów - mamy dobrą glebę, nie żałujemy jej też dodatku kompostu i obornika, co uważamy za wystarczające. W przypadku słabszego, bardziej jałowego podłoża - niezbędne może być nawożenie azotem - tu, bogata w instrukcję od sąsiada-rolnika, mogę podpowiedzieć, że nadaje się do tego saletra amonowa. Z naturalnych metod ponoć pomaga wysiewanie wokół drzewek łubinu, który podnosi zawartość azotu w glebie - to także rada sąsiada;)


Mam nadzieję już wczesną wiosną pochwalić się naszym sadem, tymczasem liczę na wskazówki od Was - jakie odmiany drzew owocowych uważacie za najsmaczniejsze i najmniej problematyczne?




Orzechy dla zdrowia i urody + przepis na świąteczny orzechowiec.

$
0
0

Uwielbiam orzechy - często zastępują mi jeden z posiłków, zwłaszcza w wyjątkowo pracowite dni spędzane poza domem, gdy mogę zapomnieć o ciepłym i zdrowym jedzeniu. Chrupię wtedy garść pekanów, orzechów brazylijskich lub makadamia (to moje ulubione) i od razu nabieram energii :)

Orzechy są kaloryczne i cechuje je wysoka zawartość tłuszczu - na szczęście są to nienasycone kwasy tłuszczowe, które nie tylko obniżają poziom złego cholesterolu we krwi, ale także mają właściwości przeciwzakrzepowe. Spożywanie orzechów usprawnia funkcjonowanie układu nerwowego i krążenia, korzystnie wpływa na pracę mózgu oraz obniża prawdopodobieństwo udaru, zachorowania na cukrzycę typu drugiego, zawału serca, a nawet niektórych nowotworów.

Samo dobro? Oczywiście! Wrócę jednak na chwilę do ich kaloryczności - waha się od 553 kcal u orzechów nerkowca do aż 718 kcal u orzechów makadamia (tak, właśnie tych, za którymi tak przepadam ;) Dlatego właśnie jednorazowa porcja powinna być stosunkowo niewielka - 25-50 g będzie optymalną ilością.


Jako zapalony orzechożerca, często zapraszam je do swojej kuchni - pojawiają się w różnych posiłkach, zarówno słodkich, jak i wytrawnych. Ponieważ nie lubię kulinarnej monotonii, uwielbiam testować nowe przepisy - najczęściej szukam inspiracji na stronie Przepisy.pl - na orzechy i inne bakalie (zobacz) znajdziecie tam niemal 1000 pomysłów!

Dziś dodam do tego kolejny - to jeden z tych przepisów, które są w naszej rodzinie od zawsze i który jest obowiązkowym punktem na liście świątecznych ciast - mowa oczywiście o świątecznym orzechowcu :)

To ciasto z gatunku dość ciężkich, aromatyczne, szalenie bogate w smaku - jedno z tych ciast, którego już maleńki kawałeczek wystarczy do pełni szczęścia. Sprawdza się idealnie w długie jesienne i zimowe wieczory, a na świątecznym stole po prostu nie może go zabraknąć!

Koniecznie zapiszcie sobie ten przepis - kto go raz spróbował, po prostu będzie musiał do niego wrócić:)

ORZECHOWIEC

Ciasto:

3 szklanki mąki

125 g masła

1/2 szklanki cukru pudru

2 duże lub 3 małe jajka

2 łyżki miodu

1 łyżeczka sody oczyszczonej

Krem:

3 szklanki mleka

250 g masła

3/4 szklanki cukru pudru

1 łyżka ekstraktu wanilii

4 czubate łyżki mąki pszennej

4 czubate łyżki mąki ziemniaczanej

2 żółtka

Warstwa orzechowa:

250-300 g orzechów włoskich

125 g masła

2 łyżki miodu

pół szklanki cukru


Sposób przygotowania:

Warstwa orzechowa:

W rondelku z grubym dnem roztapiamy masło z miodem i cukrem, kiedy masa się zagotuje - dodajemy orzechy i gotujemy całość przez 2-3 minuty na małym ogniu, ciągle mieszając. Odstawiamy do przestudzenia.

Ciasto:

Po przesianiu mąki, dodajemy resztę składników i całość zagniatamy na kruche ciasto. Dzielimy je na dwie części - każdą rozwałkowujemy i wykładamy na wyłożoną papierem do pieczenia blaszkę o wymiarach 25x35 cm. Nakłuwamy całą powierzchnię jednej części widelcem i pieczemy przez 18-20 minut w piekarniku nagrzanym do temperatury 180 stopni (z termoobiegiem - 170 stopni). Na drugą część wykładamy warstwę orzechową, pieczemy przez 20-22 minuty w temperaturze 180 stopni. Studzimy oba placki.

Krem:

Do garnka wlewamy 2 szklanki mleka, podgrzewamy do zagotowania. Resztę składników - OPRÓCZ MASŁA - miksujemy na gładko z resztą mleka i wlewamy do gotującego się mleka w garnku. Gotujemy na małym ogniu, ciągle mieszając i rozcierając powstające grudki, aż do zgęstnienia. Odstawiamy do wystudzenia. Kiedy masa będzie już zimna, ubijamy miękkie masło - aż stanie się lekkie i puszyste. Wtedy po łyżce dodajemy do niego masę budyniową i cały czas miksujemy.

Składanie ciasta.

Na placek bez orzechów wykładamy krem, wyrównujemy powierzchnię, na wierzch kładziemy placek z warstwą orzechową i lekko dociskamy. Ciasto najlepiej smakuje na drugi dzień, gdy obie warstwy placka zmiękną pod wpływem kremu.

Nie mylicie się myśląc, że to prawdziwa rozpusta :D Ale od czasu do czasu warto sobie na nią pozwolić, prawda?

A gdyby przypadkiem wyrzuty sumienia nie dawały Wam spokoju, po prostu sięgnijcie po... orzechy ;)


Możecie przyrządzić z nich domową granolę lub orzechowe musli albo pokusić się o przygotowanie własnego masła - u mnie z mieszanki orzeszków ziemnych i migdałów:

DOMOWE MASŁO ORZECHOWE Z MIGDAŁAMI

pół kilograma orzeszków ziemnych (ważymy po obraniu)
100g migdałów
pół łyżeczki soli (np. zmielonej himalajskiej)

 
Orzeszki i migdały prażymy na suchej blaszce lub patelni aż lekko się zezłocą. Wszystkie składniki wrzucamy do malaksera i miksujemy około 5-15 minut (w zależności od mocy malaksera, nie polecam blendera - łatwo go przy tym spalić) - aż powstanie nadająca się do smarowania, gładka masa. Gdyby była zbyt gęsta - możemy dodać łyżkę oleju roślinnego - np. z orzecha czy pestek dyni.

Tak przygotowane masło możemy przechowywać w słoiczku w lodówce - do miesiąca, choć małe prawdopodobieństwo, że wytrzyma tak długo;)

A jak to wygląda u Was?

Lubicie orzechy?

Może podzielicie się swoimi ulubionymi przepisami?


Paczki pełne szczęścia - jak spakować przesyłki do wysyłki?

Magiczna zimowa butelka - stwórz niezwykłą dekorację DIY!

$
0
0


Święta zbliżają się wielkimi krokami, a wraz z nimi - chęć jak najpiękniejszego udekorowania naszych domów. Co roku poświęcam temu wiele uwagi - uwielbiam ten magiczny czas. W tym roku postanowiłam jak najwięcej projektów stworzyć, wykorzystując to wszystko, co już mam - każdy sposób na upcykling jest dobry :)

Lubię wyzwania, chętnie więc podjęłam się tego rzuconego mi przez Trele Morele - producenta owocowego napoju bezalkoholowego z bąbelkami - stworzyłam kilka ciekawych projektów, wykorzystując zielone szklane butelki. Dziś - pierwszy z nich - magiczna oszroniona butelka, która przypomina mi choinkę:)

Jej wykonanie jest bardzo proste - to świetna dekoracja do stworzenia z dziećmi.


CZEGO POTRZEBUJEMY?

szklana butelka po napoju bezalkoholowym Trele Morele

klej Magic

pędzelek - najlepszy będzie płaski

sztuczny śnieg

sznur lampek LED na baterie


Zaczynamy od przygotowania butelki - ściągamy z niej etykietę, myjemy i suszymy. Stanowisko pracy warto zabezpieczyć przed zabrudzeniem kawałkiem kartonu lub folii (może być aluminiowa).

Całą powierzchnię butelki pokrywamy klejem Magic - zróbmy to jak najdokładniej.

Dlaczego to tak ważne? Do niepokrytych klejem miejsc nie przylepi się sztuczny śnieg, co na gotowej butelce będzie tworzyło nieestetyczne prześwity, a tego chcemy uniknąć, prawda?

Na czysty kawałek folii lub kartonu wysypujemy trochę sztucznego śniegu:

Ostrożnie - najlepiej wkładając palec w otwór butelki - dokładnie obtaczamy pokrytą klejem butelkę w sztucznym śniegu - lekko ją przy tym dociskając do podłoża.


Nie martwcie się, jeśli po przyklejeniu śniegu w niektórych miejscach będzie widać ciemniejsze białe smugi - miejsca, gdzie klej został położony nieco grubiej. Cała "magiczność" kleju Magic polega właśnie na tym, że po całkowitym wyschnięciu robi się idealnie przezroczysty. Dlatego po przyklejeniu śniegu - odstawmy nasza butelkę na kilka godzin do wyschnięcia.

Na koniec do naszej butelki wkładamy sznurek lampek - wydaje mi się, że najlepiej wyglądają te z zimną barwą światła, ale to oczywiście kwestia jak najbardziej indywidualna :) Moja butelka dostała coś w rodzaju czerwonego korka - to nic innego jak włożona do góry nogami mała bombka :)

Tak stworzona butelka sama w sobie jest piękną i oryginalną dekoracją, ale jeszcze ciekawiej będzie wyglądała włożona w mały wianuszek z gałązek świerku, ozdobiony niewielkimi bombkami. Oczywiście, nie zaszkodzi też stworzyć dla niej piękne tło :)

Co myślicie o takiej świątecznej aranżacji?

 Już niebawem pochwalę się również innymi pomysłami na świąteczne dekoracje wykonane z butelek - muszę Wam powiedzieć, że to szalenie wciągające, a możliwości są niesamowite - ogranicza Was tylko wyobraźnia.

Jestem ciekawa, czy Wam również zdarza się wykorzystywać ponownie opakowania? Butelki i słoiki to wdzięczny materiał, dający szerokie pole do działania dla kreatywności :) Może zechcecie pochwalić się efektami?

A ponieważ grudzień do czas prezentów, zapraszam Was serdecznie do udziału w konkursie, który trwa na facebookowym profilu Trele Morele - nagrody z pewnością ucieszą dzieci w każdym wieku ;)

Viewing all 354 articles
Browse latest View live